Papierosy i punktualność – fragment biografii Cesarii Evory autorstwa Elżbiety Sieradzińskiej

16 lipca 2015

cesaria-evora-fragment
Zmarła w 2011 roku słynna bosonoga diwa z Republiki Zielonego Przylądka znana była nie tylko z nadzwyczajnej barwy głosu, ale też z punktualności i zamiłowania do papierosów. Poniżej przedstawiamy fragment biografii „Cesaria Evora” Elżbiety Sieradzińskiej, która ukazała się nakładem wydawnictwa Marginesy.

Cesaria nigdy się nie rozśpiewywała. Głos konserwowała ? jak to żartobliwie powtarzała ? papierosami, a wcześniej koniakiem lub grogiem. Nigdy nie miała prób przed koncertami, z wyjątkiem sytuacji, gdy musiała zaśpiewać z kimś w duecie. Na próbę dźwięku wyjeżdżali wcześniej chłopcy z zespołu i któryś z nich, Miroca lub Nando, pełnili rolę „solisty”. To nie znaczy, że Diwa przyjeżdżała do sali koncertowej w ostatniej chwili. Do hotelowego holu zjeżdżała zawsze z co najmniej godzinnym wyprzedzeniem. Nie daj Boże, by samochód, który miał ją zawieźć na koncert, się spóźnił! Przez całe lata kariery to się nie zmieniło.

Przed koncertem na gdyńskim molo, promującym album Rogamar, Sony-BMG Polska zaplanowała podpisywanie płyty w gdańskim salonie EMPiK-u, wspólnie z Dorotą Miśkiewicz. Godzina wyjazdu ustalona. Czekamy. Cesaria, Tey, perkusjonista zespołu i ja. Telefon. To M.

? Proszę, dopilnuj, żeby Cesaria była na czas i pojechała do tego Empik-u, to ważne.

? Nie muszę jej pilnować, już jest. Nie ma natomiast pani Doroty.

? Zaraz będzie.

Czas płynie. Ani śladu samochodu, ani śladu polskiej wokalistki. Cesaria zaczyna spoglądać na zegarek. Dzwonię do M.

? Nie denerwuj się, na pewno zaraz będzie. Podam ci telefon do kierowcy.

Mija kolejne pięć minut. Cesaria patrzy na zegarek, założony, jak zwykle, cyferblatem do dołu. Zjawia się Juliette. Wymieniamy spojrzenia. Telefon do kierowcy.

? Pospieszcie się, jeszcze chwila i Cesarii nie będzie…

Czas minął. Cesaria wstaje, patrzy znowu na zegarek, po czym wolno rusza ku windzie. Juliette podejmuje z góry przegraną próbę zatrzymania jej w holu. Diwa nawet się nie odwraca. Drzwi windy zamykają się bezszelestnie.

Wchodzi kierowca. Sam. Polska wokalistka nawet nie wychodzi naprzeciw Cesarii, tylko czeka w samochodzie. Kierowca jest zdziwiony.

? Jak to? Nie ma pani Evory? Przecież… I co teraz?

Nie pomaga dzwonienie Juliette z recepcji, stukanie do drzwi, telefony Angela do José. Wiedzą, że to na nic. Cesaria nie odbiera telefonu i nie otwiera drzwi.

Polka pojedzie podpisywać płytę sama. Rozczarowana publiczność EMPIK-u dowie się natomiast, że egzotyczna gwiazda nie przybyła na spotkanie z powodu… zmęczenia podróżą.

? Cesarii trzeba podawać późniejszą godzinę odjazdu na koncert ? mówi Juliette w Warszawie ? wtedy będzie później schodzić na dół i w razie jakiegoś opóźnienia nie będzie nerwów.

cesaria-evora-fragment-papieros

Przed koncertem obowiązkowy podwieczorek w garderobie. Nic wielkiego. Tosty, owoce, wędlina, kawa z mlekiem, woda mineralna, cola, wino albo piwo. Alkohol jest dla gości. Czasem wpadnie któryś z chłopców z zespołu, skubnie coś z talerza, wypije kieliszek czy łyk piwa. Cmoknie Diwę w czoło.

Wreszcie Cize zgarnie papierosy, zapalniczkę i podrepcze do windy lub bezpośrednio do wejścia za kulisy. Siądzie na przygotowanym krześle i poszuka wzrokiem czegoś, co posłuży jej za popielniczkę. Potem minie ją sznureczek muzycznego orszaku królowej i zabrzmią pierwsze dźwięki.

Wyjście na scenę. Jak zawsze. Wdrepcze lekko kołyszącym się krokiem, ostrożnie, by nie zaplątać się w kable. Pozdrowi publiczność, która przywita ją jak rockowego idola, i bez zbędnych słów czy gestów zacznie śpiewać. Prosto, zwyczajnie, przejmująco. Bez kokietowania publiczności, fajerwerków i scenicznych sztuczek. Wciąż lekko nieporadna, skrywająca nieśmiałość pod płaszczykiem pozornej nonszalancji. Między utworami powie coś do pianisty Nanda, otrze twarz ręcznikiem, czasem zachęci kogoś do tańca w rytm colader.

W czasie koncertu, gdy ustaną brawa, a publiczność czeka na kolejną piosenkę, Cesaria podniesie mikrofon i powie, oczywiście po kreolsku:

? A teraz przedstawię swoich muzyków. ? Z wyjątkiem nielicznych Kabowerdyjczyków, o ile tacy są na sali, zazwyczaj nikt nic nie rozumie, ale gest Cesarii w stronę zespołu jest jednoznaczny.

Zaczyna od lewej strony. Wskazuje palcem swoją drużynę, wymienia instrument i imię, a raczej zdrobnienie. Percussion, pion, cavaquim… Miroca, Tey, Ze Paris, Paulino, Nando, ?cuban? Julián… Wstają, kłaniają się, tu brzękną, tam stukną. Uśmiechy, brawa. Najwięcej zbierają ich zazwyczaj gitarzysta ? przystojniak Kaku ? mój ulubieniec, i Toti, saksofonista. Na scenie często prowokuje Cesarię, niby to zaprasza do tańca, drepcze, przymila się. Pozornie odtrącony wycofuje się na tył sceny, a z nim milknie jego solówka.

Cesaria kończy prezentację, świadomie odczekuje kilka sekund i wreszcie mówi lekko, ot tak sobie, zwyczajnie: E mi, mi ?, comme d?habitude, Cesaria Evora (A ja, ja jestem, jak zawsze, Cesaria Evora). Na sali wybucha kakofonia owacji, krzyków i braw.

Jakby tego było mało, Cesaria ponownie podnosi mikrofon i mówi, dalej po kreolsku:

? A teraz sobie chwilę odpocznę, a muzycy zagrają kawałek instrumentalny, comprende? ? Po czym najspokojniej w świecie odwraca się od publiczności i drepce ku niewielkiemu stoliczkowi, ustawionemu gdzieś koło fortepianu. Ręcznik do wytarcia spoconej twarzy, karafka z wodą i ? do pewnego czasu ? paczka papierosów z zapalniczką, obowiązkowo popielniczka. Siada.

Zespół zaczyna zapowiadany utwór instrumentalny (podczas ostatnich koncertów był to czas dla młodego, zdolnego niewidomego wokalisty Nany). Niby nic. Wszystko normalnie. Tylko że Cesaria bierze do ręki paczkę marlboro (lub cameli czy winstonów), wyjmuje z niej papierosa i najzwyczajniej w świecie go zapala. Jeśli nawet ktoś nie zauważył, z czym Cesaria przyszła zza kulis, teraz widzi to czarno na białym. Nad stoliczkiem unosi się papierosowy dym, który wywołuje salwę śmiechu, okrzyki zachęty, aprobaty i kolejną burzę oklasków. Za odwagę, za ?a co mi tam?, za ?ma być, jak ja chcę?. Cesaria czasem reaguje komicznie: ręka z zapalonym papierosem robi wyraźne ?nie? w powietrzu. ?Wy nie, moi kochani, wy nie palcie, a jeśli nawet, to tu nie możecie, ale ja ? ja tak?. Kolejna salwa śmiechu i okrzyków.

Do grudnia 1994 roku w scenicznej karafce był zazwyczaj koniak i choć od upartego ?alkohol stop? Cesarii minęły całe lata, w artykułach i recenzjach z koncertów jak mantra pojawiał się motyw koniaku na scenie, bo taki obraz utrwaliły media na początku kariery Cesarii. Z popielniczką było łatwiej: nie było problemu, dopóki nie zaczęto wprowadzać zakazu palenia w instytucjach i miejscach publicznych.

Kłopoty zaczęły się najpierw w Stanach Zjednoczonych.

? Czasem, po długich negocjacjach, jeszcze udaje mi się zapalić na scenie. To jest w kontrakcie! ? opowiada Cesaria. ? W hotelu trzeba robić specjalną dopłatę za usunięcie zapachu dymu. A kiedyś w jednej z sal w Stanach Zjednoczonych trzeba było podwoić ekipę strażaków ? śmieje się ? …dla jednego papierosa!

Jeszcze łyk wody mineralnej i Cesaria niespiesznie wstanie, by śpiewać dalej swe morny i coladery, z ostatniej płyty Nha Sentimento ? te najsłynniejsze i najbardziej oczekiwane ? Sodade czy Sangue de Beirona, i te mniej znane, z dawnych, młodzieńczych lat, jak Saiko.

Wreszcie bez uprzedzenia powie rozentuzjazmowanej publiczności até manha (do jutra), by chwilę później wrócić na scenę i zaśpiewać na bis: Bésame mucho albo Africa Nossa. Więcej bisów nie będzie. Na bose stopy włoży skórzane klapki i wróci do garderoby. By znów zapalić.
(…)

cesaria-evoraElżbieta Sieradzińska „Cesaria Evora”
Tłumaczenie:
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 304

Opis: Nie robiła nic, by zjednać sobie publiczność, prasę i krytyków, a i tak uwodziła wszystkich. Jej wejściu na scenę towarzyszył szczególny dreszcz emocji, a otoczony nimbem tajemniczości i egzotyki image tworzyli nie specjaliści od marketingu, a naturalność, autentyzm i charyzma godna wielkich amerykańskich dam jazzu i bluesa. Do historii muzyki wniosła spleen nostalgicznych morn i żywiołowość colader rodem z Wysp Zielonego Przylądka. Nie zmieniły jej ani sława, ani pieniądze, ani Grammy. Pozostała zwyczajną afrykańską kobietą z niezwyczajnym głosem i talentem; upartą, niekonwencjonalną i charyzmatyczną. Prywatnie była niezwykle przywiązana do Cabo Verde i Mindelo, w którym mieszkała. Zajmowała się swą liczną rodziną (była babcią i prababcią), niezmiennie skromna, naturalna, spontaniczna. Lubiła dobrą kuchnię, zakupy i… papierosy. Nie wierzyła w przeznaczenie. Nie przywiązywała wagi do pieniędzy. Śpiewała wyłącznie po kreolsku (?sâovicentowskim?) lub po portugalsku (z wyjątkiem ?Besame mucho?, na potrzeby filmu). Ku żalowi publiczności nigdy nie bisowała dwa razy.

Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek