Jak robotnicy z Kentucky przyczynili się do rozprzestrzenienia się epidemii opiatów w USA. Fragment książki „Dreamland” Sama Quinonesa

13 sierpnia 2018


Epidemia opiatów w USA pozostawiła za sobą więcej trupów niż plaga cracku z lat dziewięćdziesiątych lub heroiny z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. W swej książce „Dreamland” dziennikarz Sam Quinones opisuje, jak w ostatnich latach rozprzestrzeniła się ona na cały kraj, od dużych miast po zapadłe mieściny. Poniżej możecie przeczytać przedpremierowy fragment publikacji, która ukaże się 22 sierpnia w serii „Amerykańskiej” wydawnictwa Czarne.

Wiosną 2003 roku ekipa nienależących do związków zawodowych ślusarzy wyruszyła z hrabstwa Greenup w stanie Kentucky do Fort Walton Beach w północno-wschodniej Florydzie, by postawić tam szkielet nowego centrum handlowego Walmart.

Hrabstwo Greenup leży po przeciwnej stronie rzeki niż Portsmouth. Ma długą tradycję formowania brygad pozazwiązkowych robotników przemysłu metalurgicznego, która zresztą była niegdyś popularna wzdłuż biegu rzeki Ohio. Trwała ona jeszcze długo po tym, jak przemysł ten upadł, i miejscowe rodziny utrzymywały się z pracy zespołów przemierzających kraj za zajęciem w rodzaju tego zaoferowanego przez Walmart w Fort Walton Beach.

Jednak w 2003 roku wielu młodych członków takich ekip zdążyło już popaść w uzależnienie od prochów. Jednym z nich był Jarrett Withrow.

Mimo młodego wieku Jarrett zdążył już wiele stracić przez pogoń za działką. Miał widoki na uzyskanie uniwersyteckiego stypendium koszykarskiego, jednak w liceum w Portsmouth wszyscy łykali tabletki. Jarrett rozpoczął od Vicodinu przepisanego mu przez Johna Lilly?ego w jego śródmiejskiej klinice. Jak już się uzależnił, zaczął podkradać umierającemu na raka ojcu OxyContin, który brał jeszcze przez osiem lat. Tabletki niszczyły każdy plan, który sobie opracował, i w efekcie dość szybko wylądował w brygadzie ślusarzy z hrabstwa Greenup.

Wiosną 2003 roku ekipa, której był członkiem, już od paru tygodni pracowała w Fort Walton Beach, gdy skończył jej się zapas pigułek. Pewnego popołudnia jeden z nich zniknął, by wrócić już po zmroku.

? Zobaczcie, co mam ? powiedział, trzymając przepisane mu przed paroma godzinami fiolki.

Okazało się, że florydzcy lekarze mieli niezwykle hojną rękę, jeśli chodziło o przepisywanie tabletek. W stanie nie funkcjonował żaden system kontroli pacjentów, dzięki któremu można byłoby ewentualnie wykryć, czy przypadkiem nie odwiedzają równolegle kilku klinik, by w każdej wyłudzić dawkę farmaceutyku. Niemniej nikt na Florydzie nie dostrzegł tkwiącego w tym potencjału biznesowego. Nie uszło to jednak uwadze ekipy z Greenup, która masowo zaczęła chodzić do lekarzy, namawiając przy tym współpracujących z nimi miejscowych robotników, by zrobili to samo, a potem odsprzedali im pigułki. Następnie prochy wysyłano do Kentucky, gdzie sprzedawano je z trzykrotnym przebiciem.

? Pamiętam, jak na początku myśleli, że powariowalim z tymi receptami na prochy ? opowiadał Jarrett. ? Musielim ich prowadzać do lekarzy. Wpierw sprzedawali nam pigułki tanio, bardzo tanio.

Ostatecznie podnieśli jednak cenę.

? Okazało się to bardzo łatwe ? wspominał Jarrett. ? Inni też zaczęli mówić: „Chodźmy do lekarza”. Mój kumpel chodził co miesiąc, jakby miał tam [na Florydzie] swojego lekarza rodzinnego czy coś. Potem opowiadał o tym innym. Roznieślim epidemię pigułek na receptę.

Kiedy wgryzałem się w temat, próbując zrozumieć, w jaki sposób rozlewała się epidemia opiatów, napotkałem wiele historii podobnych do tej opowiedzianej przez Withrowa. Duża dostępność środków przeciwbólowych na receptę spowodowała, że do grup o niższej pozycji społecznej trafiały one za sprawą przypadkowego kontaktu, przygodnego spotkania ? nie inaczej było w przypadku rozprzestrzeniania się wirusa eboli lub HIV. Osoby świeżo uzależnione od opiatów upowszechniały informacje, gdzie można zdobyć prochy ? tak samo jak kaszel rozsiewa zarazki.

Jednym z najsilniejszych wczesnych czynników sprzyjających rozszerzaniu się plagi były świeżo popadłe w uzależnienie ćpuny ze wschodniego Kentucky. Zamykano tam kopalnie węgla, a mieszkańcy żyli głównie z federalnego programu zasiłkowego SSI i karty Medicaid. Symulując ból i urazy, zaczęli oblegać miejscowych lekarzy i aptekarzy, którzy szybko się zorientowali w sytuacji. Kentucky ? co dobrze o nim świadczy ? jako jeden z pierwszych stanów wprowadziło system kontroli, jakie leki dany lekarz przepisywał poszczególnym pacjentom. Warto jednak pamiętać, że stan ten graniczy z siedmioma innymi. Wielu mieszkańców wschodniego Kentucky miało krewnych, którzy wyjechali za pracą do innych części kraju, a po latach takich migracji nie przywiązuje się większej wagi do granic międzystanowych. Wprowadzenie systemu monitoringu dość szybko wywołało niespodziewany skutek ? mianowicie wypchnęło osoby świeżo uzależnione od opiatów poza granice Kentucky, gdzie poprzez sieci znajomych i krewnych poszukiwały one dostępu do tabletek.

Tego typu wyjazdy w poszukiwaniu zakazanych towarów to część historii dużej grupy hrabstw ze wschodniego Kentucky, gdzie przemyt był rzeczą powszechną, ponieważ przez lata obowiązywał w nich zakaz handlu i spożywania alkoholu. Pokolenia szmuglerów wzrastały w cieniu nielegalnej sprzedaży mocniejszych trunków przewożonych z hrabstw, gdzie nie wprowadzono prohibicji, a lokalna policja przymykała na to oko lub wręcz otaczała ten proceder nieformalną ochroną. Jednym z takich „suchych” hrabstw było liczące trzydzieści tysięcy mieszkańców Floyd, które ostatecznie dopuściło obrót alkoholem w 1983 roku (?).

Wielu przemytników w istocie stało się awangardą epidemii.

Jednym z nich był Timmy Wayne Hall (?). W 1980 roku wżenił się w rodzinę przemytników alkoholu. Zaczął jeździć do hrabstwa Perry, gdzie kupował skrzynki piwa Schlitz ? najtańszego, a co za tym idzie ulubionego przez szmuglerów ? które potem sprzedawał z trzykrotnym przebiciem w swoim domu we Floyd. Po tym jak jego hrabstwo zniosło prohibicję, Hall zgłosił się po zasiłek federalny SSI i podobnie jak kilka innych rodzin w okolicy zaczął dostawać co miesiąc czek. Po wypadku samochodowym przepisano mu Lorcet, na który mógł sobie pozwolić dzięki karcie ubezpieczenia zdrowotnego Medicaid. Szybko się od niego uzależnił.

Nie było wówczas w hrabstwie Floyd wielu nałogowców, ale z tych, którzy tam funkcjonowali, większość ? podobnie jak i Timmy ? brała dziesięciomiligramowy Lorcet, czyli lek łączący w sobie hydrokodon i acetaminofen. Kiedy w 1996 roku pojawił się OxyContin, wkrótce wszyscy się na niego przestawili. Trzeba jednak przyznać, że z początku Hallowi nie udało się znaleźć lekarza, który chciałby mu go przepisać.

? Mieli go dostawać tylko chorzy na raka ? opowiadał Hall.

Ponadto w 1999 roku stan wdrożył w życie program monitorowania recept. Skoro dystrybucja leku była w Kentucky ściśle kontrolowana, to Hall znalazł do niego dostęp przez mieszkającego w Detroit znajomego z hrabstwa Floyd. Wyszukał także dilerów w Dayton i Toledo. Lata wcześniej czytał o nowojorskim mafiosie Johnie Gottim i kolumbijskim baronie narkotykowym Pablu Escobarze. Teraz, za sprawą OxyContinu, zaczął wyobrażać sobie ? on, który właściwie niczego w życiu nie osiągnął ? że pójdzie ich śladem. Rozpoczął regularne wyprawy po pigułki do Ohio i Detroit. Zważywszy na to, że sytuacja z OxyContinem w hrabstwie Floyd była niełatwa, tak ustanowione kanały przerzutowe okazały się wystarczająco niezawodne.

Jednak w 2004 roku w hrabstwie Floyd zaczęło się dziać o wiele gorzej. Miejscowy kierowca ciężarówki Russ Meade, przejeżdżając pewnego dnia przez Luizjanę, dostrzegł w mieście Slidell reklamę kliniki Urgent Care, w której była mowa o przepisywaniu tabletek przeciwbólowych.

Mieszkający we Floyd Meade znał wartość pigułek. Zatrzymał się, dostał receptę na kilka opakowań, wykupił je i zabrał do domu, gdzie od razu wszystko sprzedał. Złapawszy trop, zaczął jeździć do Slidell wraz z kilkoma lekomanami, za których wizyty płacił, a następnie zatrzymywał dla siebie połowę przepisanych im tabletek. Sama podróż trwała siedemnaście godzin. Jeździł z nim między innymi Larry Goble, były górnik na rencie inwalidzkiej przyznanej mu z powodu pylicy, który przez krótki czas był też zastępcą szeryfa. Meade po jakimś czasie zmarł, ale Goble dalej jeździł z uzależnionymi do kliniki Urgent Care, płacąc za ich podróż i pokrywając pięciusetdolarowe rachunki za wizytę, którą postrzegał jako farsę z udziałem lekarza. W ramach zwrotu kosztów przejmował połowę leków otrzymanych po realizacji recepty. Na późniejszych rozprawach przed sądem federalnym twierdził, że część zostawiał sobie na własny użytek, a resztę sprzedawał.

Wkrótce z hrabstwa Floyd w siedemnastogodzinną podróż do Slidell ruszyły kolejne grupy. Właściciel kliniki Michael Leman otworzył drugą w Filadelfii, do obsługi której zatrudnił pogrążonego w uzależnieniu od leków i alkoholu lekarza Randy?ego Weissa. Jak później zeznał Weiss, pomimo nazwy Urgent Care (Nagła Pomoc), nie miała ona żadnego wyposażenia, które można byłoby wykorzystać w nagłych przypadkach, jak składanie złamanych kończyn czy zszywanie ran. W klinikach Lemana pobierano od mieszkańców Kentucky pięćset dolarów za wizytę, podczas gdy miejscowi płacili tylko połowę tej sumy. Potem Leman otworzył jeszcze jedną placówkę w Cincinnati. Zatrudnił tam doktora Stana Naramore?a, którego w Kansas skazano za morderstwo, a następnie po apelacji wyrok uchylono. Z Floyd wyruszały już wówczas cotygodniowe samochodowe pielgrzymki do Filadelfii i Cincinnati.

Z klinik Urgent Care napłynęła do hrabstwa nowa fala tabletek, naruszając chwiejną równowagę panującą w dolinach. Przy płynących nimi strumykach mieszkały rodziny wiodące ciche i przyzwoite życie, którego treścią było wychowywanie dzieci i walka o zachowanie zatrudnienia, co w regionie, gdzie miejsc pracy było jak na lekarstwo, okazywało się szczególnie trudne. Były tam też rodziny, które od pokoleń żyły na bezrobociu i utrzymywały się z zasiłków rządowych. Dotąd dopuszczały się drobnych przestępstw, ale nie zakłócały w większym stopniu tamtejszego życia i raczej budziły powszechną litość. Wraz z pojawieniem się OxyContinu nagle stały się niezdyscyplinowaną siłą, która dążyła do narzucenia swojej dominacji w dolinach.

Do największych klientów nowej kliniki Lemana w Filadelfii należał ciężko uzależniony Timmy Wayne Hall, który bezustannie jeździł tam i z powrotem, płacąc innym za pełnienie funkcji szofera.

? Co miesiąc zabierałem do Filadelfii od dwudziestu do dwudziestu pięciu osób. Zostawali w samochodzie, a ja zabierałem od nich papiery i wchodziłem do kliniki. Potem w ich imieniu realizowałem recepty w aptece, która była oddalona o zaledwie pięć metrów.

Ponieważ każdy z delikwentów dowiezionych do kliniki Urgent Care dostawał mniej więcej pięćset pigułek, z których Hall zabierał połowę, na każdym z nich zarabiał około czterech tysięcy dolarów. Zdobywał także tabletki w Detroit i ze źródeł w trzech innych stanach, choć nigdy w Kentucky, gdzie obawiał się programu kontroli wypisywanych recept. Już w domu łatwo i szybko zarabiał dużą kasę pierwszego dnia każdego miesiąca, gdy do hrabstwa Floyd dostarczano czeki SSI.

Od pewnego momentu zaczął zatrudniać własnych dilerów. W szczytowym okresie miał handlarzy sprzedających pigułki w pięciu hrabstwach we wschodnim Kentucky. Kiedy się dowiadywał, że pojawiła się konkurencja, szedł do ich klientów i oferował osiemdziesięciomiligramowy OxyContin za sześćdziesiąt pięć dolarów, zamiast siedemdziesięciu ściąganych przez rywali. Sprzedawał wszystko, co zdobywał, i obserwował, jak OxyContin wsącza się w każdy zakątek wschodniego Kentucky. Jego klientami byli przedstawiciele wolnych zawodów z bogatego hrabstwa Pike, jak też robotnicy pracujący przy remontach ich domów.

Hall, który nigdy nie pracował, kupił sobie kilkanaście domów w nieodległym Branham Creek Holler. Często zabierał przyjaciół na wycieczki i płacił wszystkim za hotel. Zebrała się wokół niego koteria ćpunów, a on płacił im za gotowanie, pranie ubrań, odkurzanie domu, strzyżenie trawy i drobne roboty w jego posiadłościach. Coraz bardziej upajał się władzą i tym, że pigułki pozwalały mu zgrywać wspaniałomyślnego wielmożę, przynajmniej w Kentucky. Przy okazji zażywał do dwudziestu osiemdziesięciomiligramowych tabletek OxyContinu dziennie.

Aresztowano go w 2007 roku. Na głodzie dostał zapaści i na krótko uznano go nawet za martwego. Ponowna nauka chodzenia zajęła mu sześć miesięcy. Przyznając się do winy, zeznał, że sprzedał dwieście tysięcy tabletek OxyContinu i metadonu, choć prawdziwa ich liczba była najprawdopodobniej o wiele wyższa.

? Przepraszam za to, co zrobiłem ? powiedział mi, gdy zadzwoniłem do niego do więzienia federalnego, gdzie odsiaduje piętnastoletni wyrok. ? Wychowywałem się w wierze i nie chciałem nikogo skrzywdzić. Byłem jednak lekomanem, który stracił nad sobą kontrolę i nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo krzywdził innych.
(…)

Sam Quinones „Dreamland. Opiatowa epidemia w USA”
Tłumaczenie: Maciej Kositorny
Wydawnictwo: Czarne
Liczba stron: 520

Opis: W 2008 roku w USA liczba zgonów w wyniku przedawkowania opiatów przewyższała liczbę ofiar wypadków samochodowych. Osób uzależnionych od leków z roku na rok jest coraz więcej, a rynek farmaceutyczny rośnie w siłę. Jak to możliwe, że legalnie dopuszczona do sprzedaży tabletka przeciwbólowa może doprowadzić do epidemii uzależnień? Sam Quinones drobiazgowo rekonstruuje dzieje tej opiatowej katastrofy. Z jednej strony rzetelnie przedstawia kolejne etapy wprowadzania niebezpiecznych leków do regularnej sprzedaży i pokazuje przeraźliwie krótką drogę od ukojenia bólu do nałogu, z drugiej zaś wprowadza nas w świat meksykańskich sprzedawców ?czarnej smoły?, którzy korzystając z plagi uzależnień od opiatów, zajęli się sprzedażą heroiny, dostarczając ją pod drzwi narkomanów niczym dostawcy pizzy. Szefowie koncernów farmaceutycznych, dilerzy, policjanci, narkomani, rodzice tych, którzy przegrali z nałogiem. Bohaterów Dreamland jest wielu i to ich historie składają się na wstrząsająca opowieść o problemie, wobec którego Ameryka okazuje się bezradna. Książka nagrodzona Amerykańską Nagrodą Krytyków Literackich.

Tematy: , , , ,

Kategoria: fragmenty książek