Fragment powieści „Sunset Park” Paula Austera

16 lipca 2012

Niemal od roku fotografuje porzucone rzeczy. Robi to co najmniej dwa razy dziennie, czasami nawet sześć, siedem, za każdym razem wchodzi z ekipą do innego domu, natrafia na przedmioty, niepotrzebne rzeczy pozostawione przez rodziny, które odeszły. Ludzie wyszli stamtąd w pośpiechu, z poczuciem wstydu i zagubienia i gdziekolwiek teraz przebywają (jeśli znaleźli jakieś miejsce do życia i nie koczują na ulicy), ich mieszkania są z pewnością mniejsze niż domy, które utracili. Każdy dom to historia jakiegoś upadku ? bank­ructwa, niewypłacalności, zadłużenia, licytacji ? on wziął na siebie obowiązek, by zachować ostatnie ślady pojedynczych ludzkich istnień i pokazać, że kiedyś żyły tu rodziny, że duchy ludzi, których nigdy nie zobaczy i nie pozna, są w porzuconych rzeczach walających się po ich opuszczonych domach.

Tę czynność nazywają opróżnianiem mieszkań, on należy do czteroosobowej załogi zatrudnionej przez Dunbar Realty Corporation współpracującą z lokalnymi bankami, które teraz są właścicielami pustych posesji. Na ciągnących się bez końca równinach południowej Florydy pełno jest osieroconych budynków, które banki chcą jak najszybciej sprzedać, więc wolne od mieszkańców domy muszą zostać oczyszczone, wyremontowane i przygotowane dla potencjalnych nabywców. W czasach ekonomicznej zapaści i agresywnej, wszechobecnej biedy opróżnianie mieszkań jest jednym z nielicznych rozkwitających interesów w okolicy. Bez wątpienia miał szczęście, że na to trafił. Nie wie, jak długo wytrzyma, ale płacą mu uczciwie i w całym tym świecie, gdzie coraz trudniej o jakąkolwiek pracę, to zajęcie jest naprawdę niezłe.

Na początku przeżywał wstrząs na widok nieładu, brudu, zapuszczenia. Rzadko trafia się dom pozostawiony przez ostatnich właścicieli w przyzwoitym stanie. O wiele częściej w oczy rzucają się przejawy gniewu i agresji, wybuchy przedziwnego wandalizmu na odchodnym ? począwszy od odkręconych kranów w przelewających się umywalkach i wannach po porozwalane albo pokryte obscenicznymi graffiti ściany, czasem całe w dziurach od kul, wyrwane miedziane rury, dywany polane wybielaczem, odchody na podłodze w salonie. Może są to krańcowe przypadki, akty zniszczenia wyzwolone gniewem ludzi odartych z własności, odrażające, lecz zrozumiałe przejawy rozpaczy. Nawet jeśli wchodząc, nie zawsze odczuwa wstręt, nigdy nie otwiera drzwi bez uczucia strachu. Pierwszą rzeczą, z jaką się nieuchronnie styka, jest zapach, w nozdrza wdziera się kwaśne powietrze, mieszanina woni wszechobecnej stęchliz­ny, zepsutego mleka, kociego żwirku, zarośniętych brudem muszli klozetowych, gnijącego na stole w kuchni jedzenia. Strumień świeżego powietrza płynący przez otwarte okna nie jest w stanie wywiać zapachów i nawet najbardziej drobiazgowe opróżnienie pomieszczeń nie usuwa odoru klęski.

Potem zawsze przychodzi kolej na przedmioty, zapomniany dobytek, porzucone rzeczy. Dziś jego zdjęcia można liczyć w tysiącach, w puchnących archiwach zebrał fotografie, na których są książki, buty, obrazy olejne, pianina i tostery, lalki, filiżanki do herbaty, brudne skarpetki, telewizory i gry planszowe, eleganckie suknie i rakiety do tenisa, kanapy, jedwabna bielizna, młotki, pinezki, plastikowe figurki postaci filmowych, szminki, zabawki, wypłowiałe materace, widelce i noże, żetony do pokera, zbiór znaczków i martwy kanarek na dnie klatki. Nie ma pojęcia, dlaczego odczuwa potrzebę robienia tych zdjęć. Wie, że to nikomu nic nie przynoszące, bezsensowne zajęcie, a jednak za każdym razem, gdy wchodzi do jakiegoś domu, doznaje uczucia, że przedmioty wołają do niego, zwracają się głosem ludzi, których tu nie ma, proszą go o ostatnie spojrzenie, zanim zostaną wywiezione. Pozostali członkowie ekipy żartują z jego obsesyjnego fotografowania, ale on na to nie zważa. Nie liczy się z ich opiniami, gardzi tymi ludźmi. Tępawy Victor, szef ekipy; jąkający się gaduła Paco; gruby Freddy, który sapie ? trzej muszkieterowie od przeznaczenia. Według prawa wszystkie przedmioty stanowiące jakąś wartość muszą zostać zwrócone bankowi, który zobowiązany jest oddać je właścicielom, ale jego koledzy biorą, co im się podoba, i nie mają z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Uważają, że jest głupi, skoro nie obchodzą go żadne łupy ? butelki whisky, radia, odtwarzacze CD, sprzęt łuczniczy, pisma porno ? on chce tylko robić swoje zdjęcia, nie potrzebuje rzeczy, dla niego ważne są zdjęcia rzeczy. Od jakiegoś czasu postanowił, że w pracy będzie się starał jak najmniej odzywać. Paco z Freddym zaczęli o nim mówić El Mudo.

Ma dwadzieścia osiem lat i jest świadomy braku jakichkolwiek ambicji. Nie przejawia ambicji w związku z żadną konkretną dziedziną ani nie ma pojęcia, co powinien dać z siebie, aby zadbać o bezpieczną przyszłość. Wie, że długo nie zostanie na Florydzie, że bliska jest chwila, kiedy znowu odczuje potrzebę pójścia dalej, i póki potrzeba nie przerodzi się w czyn, jest zadowolony z teraźniejszości i nie ma zamiaru wybiegać myślą naprzód. Jeśli w ciągu siedmiu i pół roku, które upłynęły, odkąd porzucił college i poszedł własną drogą, udało mu się cokolwiek osiągnąć, to jest to zdolność do życia w teraźniejszości, do ograniczenia się do tu i teraz, i mimo że nie jest to najbardziej chwalebne osiągnięcie, jakie można sobie wyobrazić, wymagało od niego dużej dyscypliny i samokontroli. By nie mieć żadnych planów, czyli nie mieć tęsknot i nadziei, być zadowolonym z tego, co niesie los, by przyjmować, co wydziela ci świat od jednego wschodu słońca do drugiego ? aby tak właśnie żyć, musisz chcieć bardzo mało, tak mało, jak jest to w ludzkiej mocy.

Stopniowo ograniczał swoje pragnienia, aż zbliżył się do absolutnego minimum. Całkowicie rzucił picie i palenie, nie chodzi do restauracji, nie posiada radia, telewizora ani komputera. Chętnie zamieniłby samochód na rower, ale nie może, bo do pracy musi pokonywać dużą odległość. Telefon komórkowy, który ma stale w kieszeni, też z najwyższą chęcią wyrzuciłby na śmietnik, lecz w pracy nie może się obejść bez niego. Aparat cyfrowy był raczej słabością, ale czuje, że przy całym trudzie i monotonii pracy w jakiś sposób ocala mu życie. Czynsz płaci niski, bo wynajmuje małe mieszkanie w biednej dzielnicy, i poza wydatkami na podstawowe potrzeby jedynym luksusem, na jaki sobie pozwala, jest kupowanie książek, w miękkich oprawach, głównie powieści, amerykańskich, brytyjskich, tłumaczonych z obcych języków, w sumie jednak książki nie są aż takim luksusem, raczej koniecznością, bo czytanie stało się uzależnieniem, z którego nie ma ochoty się wyleczyć.

Gdyby nie dziewczyna, prawdopodobnie wyjechałby jeszcze przed końcem miesiąca. Ma wystarczające oszczędności, żeby przenieść się, dokąd zechce, i już wie, że do tego stopnia nasycił się słońcem Florydy, by przekonać się, że bardziej szkodzi duszy, niż w czymkolwiek pomaga. Uważa, że słońce jest w swojej naturze makiaweliczne, ma w sobie jakąś hipokryzję, a jego światło niczego nie rozjaśnia, tylko zaciemnia ? oślepia tępym, jaskrawym blaskiem, osacza masą oparów wilgoci, wprowadza w stan niepokoju, kiedy tworzy miraże i fale drgającego nicością powietrza. Samo w sobie jest błyskiem i lśnieniem, ale nie daje niczego wymiernego, żadnego spokoju ani ukojenia. Jednak to w tym słońcu po raz pierwszy zobaczył dziewczynę i ponieważ nie potrafi sam siebie przekonać, by z nią zerwać, nie przestaje żyć w słońcu i próbuje się z nim pogodzić.

Dziewczyna nazywa się Pilar Sanchez, zobaczył ją w parku sześć miesięcy temu, zupełnie przypadkowe spotkanie pewnego późnego sobotniego popołudnia w połowie maja, najmniej prawdopodobne, jakie można sobie wyobrazić. Siedziała na trawie i czytała książkę, on siedział niedaleko i także czytał, jak się potem okazało, tę samą książkę, w tej samej miękkiej oprawie, Wielkiego Gatsby?ego, po raz trzeci, odkąd dostał go od ojca na szesnaste urodziny. Siedział tak może od pół godziny, zatopiony w czytaniu, odcięty od otoczenia i nagle usłyszał czyjś śmiech. Odwrócił się i po tym pierwszym decydującym spojrzeniu, gdy złapał ją, jak uśmiecha się do niego i wskazuje tytuł swojej książki, domyślił się, że ma nawet mniej niż szesnaście lat, jest po prostu dorastającą dziewczyną, nastolatką w obcisłych szortach, sandałach i skąpym topie zawiązanym na szyi, ubraną jak niemal wszystkie mało atrakcyjne dziewczyny przewijające się w rozgrzanych słońcem miejscowościach południowej Florydy. Jeszcze dziecko, powiedział do siebie, jednak ona dalej tam była, miała gładkie, odsłonięte ciało i bystrą, śmiejącą się twarz, a on, który rzadko do kogokolwiek i czegokolwiek się uśmiecha, popatrzył w jej ciemne, ożywione oczy
i uśmiechnął się.

Sześć miesięcy później dalej jest nieletnia. Jej prawo jazdy mówi, że ma siedemnaście lat, nie skończy osiemnastu aż do maja, więc musi zachować ostrożność, pokazując się z nią publicznie, za wszelką cenę unikać wszystkiego, co mogłoby wzbudzić podejrzenie o ich nieczyste relacje, bo przez jeden telefon jakiegoś rozjuszonego wścibskiego typa mógłby łatwo wylądować w więzieniu. Codziennie rano, jeśli nie jest to weekend albo jakieś święto, odwozi ją do Liceum Johna F. Kennedy?ego, gdzie uczy się w starszej klasie i nieźle sobie radzi, myśli poważnie o college?u i w przyszłości chce zostać pielęgniarką, ale nie podrzuca jej pod główne wejście. Byłoby to zbyt niebezpieczne. Jakiś nauczyciel lub inny pracownik szkoły mógłby ich przyuważyć razem w samochodzie i podnieść alarm, więc woli zjechać w boczną uliczkę kilka przecznic przed szkołą i tam ją wyrzucić. Nie całuje jej na pożegnanie. Nie dotyka jej. Jego powściągliwość ją zasmuca, uważa się bowiem za w pełni dojrzałą kobietę, lecz akceptuje tę pozorną obojętność, ponieważ powiedział jej, że musi tak być.

Rodzice Pilar zginęli w wypadku samochodowym dwa lata temu i póki nie przeprowadziła się do niego w czerwcu po zakończeniu roku szkolnego, mieszkała w domu rodzinnym z trzema siostrami. Dwudziestoletnią Marią, dwudziestotrzyletnią Teresą i dwudziestopięcioletnią Angelą. Maria zapisała się do miejscowego college?u i chce zostać kosmetyczką. Teresa pracuje jako kasjerka w lokalnym banku. Angela, najładniejsza z sióstr, jest hostessą w klubie. Pilar uważa, że czasami sypia z klientami za pieniądze. Zaraz potem dodaje, że kocha Angelę, kocha wszystkie swoje siostry, ale teraz cieszy się z wyprowadzki z domu, w którym pozostało zbyt wiele wspomnień o matce i ojcu, a poza tym nie może zapanować nad sobą, bo jest zła na Angelę za to, co robi, według niej to grzech, gdy kobieta sprzedaje własne ciało, i czuje ulgę, że nie musi się z nią już o to sprzeczać. Tak, mówi, jego mieszkanie jest dość nędznym miejscem, dom był o wiele większy i wygodniejszy, ale u niego nie ma osiemnastomiesięcznego Carlosa Juniora i to także jest ogromną ulgą. Jasne, że synek Teresy w porównaniu z innymi dziećmi nie jest wcale nieznośny i co Teresa ma zrobić, gdy jej mąż stacjonuje w Iraku, a ona całe dnie pracuje w banku, jednak to nie uprawnia jej do tego, żeby niemal co drugi dzień całą opiekę nad dzieckiem przerzucać na młodszą siostrę. Pilar powinna być pomocna, ale nie potrafi ukryć, że nie ma na to ochoty. Musi czasem być sama, żeby się pouczyć, chce coś osiągnąć, a jak ma to zrobić, skoro ciągle tylko zmienia brudne pieluchy? Niech inni zajmują się dziećmi, ona na razie nie chce mieć z nimi do czynienia. Nie, mówi, dziękuję, ale nie.

Jest zdumiony jej otwartością i inteligencją. Już pierwszego dnia, kiedy siedzieli i rozmawiali o Wielkim Gatsbym, był pod wrażeniem, że czyta książkę sama dla siebie, a nie jako lekturę zaleconą w szkole przez nauczyciela, a potem jeszcze bardziej go zadziwiła, gdy przekonywała, że najważniejszą postacią w książce nie jest Daisy ani Tom, ani nawet sam Gatsby, tylko Nick Carraway. Poprosił, żeby mu to wyjaśniła. Dlatego, że to on opowiada całą historię, mówiła. Jest jedyną postacią, która mocno stoi na ziemi i tylko on potrafi widzieć więcej niż siebie samego. Wszyscy pozostali są zagubieni i powierzchowni, gdyby nie Nick, jego zrozumienie i współczucie, niczego byśmy wobec nich nie czuli. Cała książka zbudowana jest na Nicku. Gdyby historię opowiadał wszystkowiedzący narrator, nawet w połowie nie byłaby tak dobra, jak jest.

Wszystkowiedzący narrator. Wie, co ten termin oznacza, tak jak rozumie, kiedy mówi się o zawieszeniu niewiary, biogenezie, antylogarytmie, decyzji Brown v. Board of Education. Jak to możliwe, zastanawia się, żeby taka młoda dziewczyna jak Pilar Sanchez, której kubański ojciec przez całe życie pracował jako listonosz, a trzy starsze siostry z zadowoleniem tkwią w trzęsawisku nudnej codzienności, tak odstawała od reszty rodziny? Pilar chce poznawać świat, ma plany, ciężko pracuje, a on się bardzo cieszy, że może ją w tym wspierać, robić wszystko, aby umożliwić jej dalszą naukę. Odkąd wyszła z domu i wprowadziła się do niego, pracuje nad nią, by zdobyła jak najwięcej punktów za testy końcowe, sprawdza każdą pracę domową, uczy podstaw algebry (której nie ma w szkole) i głośno czyta jej całe mnóstwo powieści, opowiadań i wierszy. On, młody człowiek bez ambicji, wyrzucony z college?u, uciekinier z pułapki uprzywilejowanego życia, jakie kiedyś prowadził, postanowił być ambitny za nią, wypchnąć ją tak daleko, jak sama zechce. Najważniejszy jest college, dobry college z pełnym stypendium, a kiedy już się tam dostanie, reszta przyjdzie sama. Teraz marzy, aby zostać dyplomowaną pielęgniarką, ale przecież wszystko się zmienia, jest absolutnie przekonany, że w końcu wybierze medycynę i zostanie lekarką.

To ona zaproponowała, że się do niego wprowadzi. Nigdy nie przyszłoby mu do głowy, aby samemu złożyć tak śmiałą propozycję, ale Pilar była zdeterminowana, owładnięta chęcią ucieczki z domu i równocześnie zafascynowana perspektywą spania z nim co noc, i po tym, jak go w końcu ubłagała, żeby poszedł do Angeli, głównej żywicielki całego klanu i mającej z tego powodu ostatnie słowo w ważnych sprawach rodziny, spotkał się z najstarszą z dziewczyn Sanchezów i zdołał ją przekonać. Na początku była oporna, uważając, że Pilar jest zbyt młoda i niedoświadczona, by podejmować tak poważny krok. Tak, wiedziała, że jej siostra jest w nim zakochana, ale nie akceptowała tej miłości ze względu na różnicę wieku, bo to oznaczało, że wcześniej czy później znudzi mu się nieletnia zabawka i zostawi ją ze złamanym sercem. Odparł, że raczej może być odwrotnie i złamane serce jemu przypadnie w udziale. Potem, ignorując wszystkie dalsze rozmowy o sercu i uczuciach, przedstawił całą sprawę z praktycznego punktu widzenia. Pilar nie miała pracy, mówił, korzystała z pieniędzy rodziny, a on mógł ją utrzymywać i zdjąć z nich ten ciężar. W końcu nie wywoził jej do Chin. Z ich domu szło się do niego tylko piętnaście minut i mogły się z nią widywać tak często, jak chciały. By zakończyć negocjacje, zaoferował im prezenty, każdą ilość rzeczy, które pragnęły posiadać, ale nie mogły sobie na nie pozwolić. Ku zaskoczeniu i drwiącej radości trzech błaznów, z którymi pracował, czasowo zawiesił swój prywatny kodeks opróżniacza mieszkań i spokojnie podebrał dla siebie nowy telewizor plazmowy, świetnej jakości ekspres do kawy, czerwony rowerek na trzech kółkach, trzydzieści sześć filmów (w tym zestaw wszystkich części Ojca chrzestnego), profesjonalne lustro do makijażu i komplet kryształowych kieliszków do wina, wszystko zgodnie ze swoim zamysłem podarował Angeli i jej siostrom jako wyraz swojej wdzięczności. Innymi słowy Pilar mieszka z nim, bo przekupił jej rodzinę. Zapłacił za nią.
Tak, jest w nim zakochana, a on, mimo wszystkich wahań i wątpliwości, też ją kocha, jakkolwiek jeszcze niedawno wydawałoby mu się to nieprawdopodobne. W gruncie rzeczy nie jest typem, który ugania się za młodymi dziewczętami. Aż do teraz wszystkie kobiety w jego życiu były mniej więcej w jego wieku. Pilar zatem wcale nie uosabia jego ideału kobiecości ? jest jedynie sobą, odrobiną szczęścia, jakie napotkał pewnego popołudnia w miejskim parku, wyjątkiem od każdej reguły. Nie potrafi też znaleźć wytłumaczenia, dlaczego jest dla niej pociągający. Tak, podziwia jej inteligencję, ale ostatecznie nie ma to większego znaczenia, bo przed nią też fascynował się inteligencją innych kobiet i nie odczuwał, że w jakimkolwiek stopniu je pociąga. Uważa, że jest ładna, lecz nie jakoś szczególnie, obiektywnie nie jest piękna (choć każdą siedemnastoletnią dziewczynę można uznać za piękność, bo każda młodość jest piękna). Nieważne. Nie zakochał się w niej z powodu jej ciała czy zalet umysłu. Więc dlaczego? Co go tu trzyma, skoro wszystko przemawia za tym, żeby wyjechał? Może sposób, w jaki na niego patrzy, czystość jej spojrzenia, przejmujący wyraz oczu, gdy go słucha, poczucie, że jest w pełni obecna, kiedy są razem, że to on jest dla niej jedyną osobą, jaka istnieje na całym tym świecie.

Czasem, kiedy wyjmuje aparat fotograficzny i pokazuje jej zdjęcia porzuconych rzeczy, w jej oczach pojawiają się łzy. Jest w niej, czuje, jakaś miękka, sentymentalna, niemal śmieszna cecha, wzrusza go ta miękkość, ta wrażliwość na krzywdę innych, a że czasem potrafi dużo mówić, być nieustępliwa i wybuchać śmiechem, nigdy nie umie przewidzieć, która z jej cech weźmie w danym momencie górę. Na krótszą metę jest to męczące, ale potem czuje, że ma to tylko dobre strony. On, który przez tyle lat negował siebie, pozostawał w swojej abnegacji zupełnie nijaki, który nauczył się panować nad emocjami i żyć w chłodnym, zapamiętałym oderwaniu od świata, powoli wraca do życia w zetknięciu z porywami jej uczuć, wybuchowością, jej ckliwymi łzami na widok porzuconego misia, zepsutego rowerka albo zwiędłych kwiatów w wazonie.
Kiedy pierwszy raz poszli do łóżka, zapewniała go, że nie jest już dziewicą. Uwierzył jej, lecz gdy miał w nią wejść, odepchnęła go i powiedziała, że tego nie wolno mu robić. Szparka jest zakazana, mówiła, członkom męskim wstęp wzbroniony. Język i palce tak, ale nie członek, pod żadnym warunkiem, pod żadnym pozorem, nigdy. Nie miał pojęcia, o co jej chodzi. Przecież nałożył prezerwatywę, czyż nie? Byli zabezpieczeni, nie było powodu do niepokoju. Ach, powiedziała, właśnie tu się myli. Teresa z mężem też zawsze wierzyli w prezerwatywę i niech zobaczy, co się stało. Nic bardziej nie przerażało Pilar niż myśl, że mogłaby zajść w ciążę, więc nigdy nie zaufa tym podejrzanym gumkom. Prędzej podetnie sobie żyły albo skoczy z mostu, niż da sobie zrobić dziecko. Czy on to rozumie? Tak, rozumie, ale jaka jest alternatywa? Dziurka, powiedziała. Angela ją tego nauczyła i musi przyznać, że z punktu widzenia biologii i medycyny jest to jedyna pewna forma antykoncepcji na świecie.

Od sześciu miesięcy stosuje się do jej życzenia, ograniczając penetrację wyłącznie do dziurki, a waginę pieści jedynie palcami i językiem. Takie są anomalie i osobliwości ich miłosnego życia, które mimo to jest życiem bogatym, wspaniałym związkiem erotycznym nie zdradzającym żadnych oznak, by miał wygasnąć w najbliższym czasie. W końcu to właśnie życie seksualne tak szybko go do niej przywiązało i podtrzymuje go w całej tej namiętnej nicości zrujnowanych i opustoszałych domów. Jest zauroczony jej skórą. Jest niewolnikiem jej żarliwych, młodych warg. W jej ciele czuje się bezpieczny i jeśli kiedykolwiek odważy się ją zostawić, wie, że będzie tego żałował do końca swoich dni.

Paul Auster „Sunset Park”
Wydawnictwo: Znak
Oprawa: twarda
Liczba stron: 304

Opis: Miles musiał zniknąć bez słowa i zerwać wszelkie kontakty z rodziną. Pilar, młoda i zmysłowa Kubanka, marzy o tym, by opuścić dom rodzinny i żyć w zgodzie z własnymi uczuciami. Przypadkowe spotkanie w parku łączy ich dwa zupełnie odrębne światy. Rodzi się namiętność, pożądanie i miłość, którą muszą utrzymywać w tajemnicy, aż Pilar stanie się pełnoletnia. Szantaż jej siostry zmusza Milesa do ponownej ucieczki. Jego domem staje się squat niedaleko brooklyńskiego Sunset Park i jego ekscentryczni mieszkańcy ? niepokorny Bing, dręczona erotycznymi wizjami Ellen i niespełniona pisarka Alice. Auster odkrywa przed nami tajemnice miasta, które nigdy nie śpi, oraz tajemnice ludzi, którzy… (więcej o książce)

Tematy: , , ,

Kategoria: fragmenty książek