Fragment powieści „Na wschód od Edenu” Johna Steinbecka

29 listopada 2011

Rozdział 25.

? Może pan pozwoli do środka.

Salonik był oświetlony przyćmionym światłem niewielkich kulistych lamp z różowymi abażurkami. Adam czuł pod stopami puszysty dywan. Dojrzał połysk politurowanych mebli i złotych ram obrazów. Doznał wrażenia bogactwa i porządku. Cichy głos powiedział:

? Powinien pan był włożyć płaszcz deszczowy. Czy pan jest naszym klientem?

? Nie ? odrzekł Adam.

? Kto pana tu skierował?

? Ktoś z hotelu.

Adam przypatrzył się stojącej przed nim dziewczynie. Ubrana była na czarno, bez żadnych ozdób. Twarz miała ostrą ? ładną i ostrą. Popróbował uprzytomnić sobie, jakie zwierzę, jakiego nocnego grabieżcę mu przypomina. Musiało to być zwierzę skryte i drapieżne.

? Jeżeli pan sobie życzy, podejdę bliżej do światła ? odezwała się dziewczyna.

? Nie.

Roześmiała się.

? Proszę spocząć, o, tutaj. Przecież pan po coś przyszedł, prawda? Jeżeli pan mi powie, czego pan szuka, zawołam odpowiednią dziewczynę. ? Jej niski głos miał w sobie jakąś precyzyjną, oschłą siłę. Dobierała słowa bez pośpiechu, tak jak dobiera się kwiaty w mieszanym ogrodzie.

Adam wydał się sobie wobec niej nieporadny.

? Chcę zobaczyć się z Kate ? rzucił.

? Panna Kate jest w tej chwili zajęta. Czy spodziewa się pana?

? Nie.

? Bo, wie pan, ja też mogę się panem zająć.

? Chcę się zobaczyć z Kate.

? Mogę wiedzieć, w jakiej sprawie?

? Nie.

Głos dziewczyny przybrał ostrość klingi toczonej na kamieniu.

? Nie może pan się z nią zobaczyć. Jest teraz zajęta. Jeżeli pan nie chce dziewczyny ani czegoś innego, to proszę wyjść.

? Może pani jej powie, że tu jestem.

? Czy ona pana zna?

? Nie wiem. ? Poczuł, że odwaga go opuszcza. Znowu przeniknął go dawny chłód. ? Nie wiem. Ale może pani jej powie, że chciałby się z nią zobaczyć Adam Trask. Wtedy będzie wiedziała, czy się znamy, czy nie.

? Aha. Dobrze, powiem jej.

Podeszła cicho do drzwi po prawej i otworzyła je. Adam dosłyszał kilka stłumionych słów, po czym do pokoju zajrzał jakiś mężczyzna. Dziewczyna zostawiła drzwi otwarte, aby Adam wiedział, że nie jest sam. Po drugiej stronie pokoju inne drzwi zawieszone były ciężką, ciemną portierą. Dziewczyna rozchyliła jej sute fałdy i zniknęła. Usiadł na krześle. Kątem oka dostrzegł, że głowa mężczyzny ukazała się na chwilę i zaraz cofnęła.

Prywatny pokój Kate odznaczał się komfortem i funkcjonalnością. Niczym nie przypominał tego, w którym kiedyś mieszkała Faye. Ściany miał obite szafranowym jedwabiem, a zasłony trawiastego koloru. Wszędzie był jedwab: głębokie fotele kryte jedwabiem, lampy z jedwabnymi abażurami, w głębi szerokie łoże z olśniewająco białą atłasową kapą, na której piętrzyły się gigantyczne poduszki. Nie było tu żadnych obrazów na ścianach, żadnych fotografii ani osobistych drobiazgów. Na mahoniowym blacie toaletki obok łóżka nie stały flakony ani fiolki, a jego blask odbijał się w trzyczęściowym lustrze. Dywan był stary, puszysty, chiński, z jaskrawozielonym smokiem na szafranowym tle. Jeden koniec pokoju stanowił sypialnię, środek ? salonik, a drugi koniec ? gabinet; stały tam szafki do segregatorów sporządzone ze złotawego dębu, duża kasa ogniotrwała, czarna ze złotym napisem, i biurko z opuszczoną klapą, na nim podwójna lampa z zielonym kloszem, za biurkiem obrotowy fotel, obok zwykłe krzesło.

Kate siedziała w fotelu przy biurku. Była wciąż jeszcze ładna. Włosy znów miała blond, usta drobne, stanowcze, a wargi jak zawsze wygięte kącikami do góry. Sylwetka jej utraciła jednak dawną czystą linię. Ramiona zaokrągliły się, za to dłonie schudły i pokryły się zmarszczkami. Policzki miała pełne, a skórę na podbródku zwiotczałą. Piersi jej nadal były drobne, natomiast brzuch lekko uwypuklała podściółka tłuszczowa. Uda pozostały szczupłe, ale nogi i stopy pogrubiały tak, że ciało nad kostką wylewało się na buciki. A przez pończochy prześwitywały pasma elastycznego bandaża przeciwko żylakom.

Mimo to była ładna i powabna. Naprawdę zestarzały jej się tylko ręce; skórę na wewnętrznej stronie dłoni i poduszeczkach palców miała napiętą i błyszczącą, z wierzchu zaś pomarszczoną i nakrapianą brunatnymi plamkami. Ubrana była w surową czarną suknię z długimi rękawami, a jedyny kontrast stanowiły kaskady białych koronek pod szyją i u napięstków.

Czas dokonał swojego dzieła niepostrzeżenie. Gdyby ktoś stale z nią przebywał, prawdopodobnie nie zauważyłby w ogóle żadnej zmiany. Policzki Kate nie miały zmarszczek, oczy były przenikliwe i bystre, nos delikatny, wargi wąskie i stanowcze. Blizna na czole stała się prawie niewidoczna; pokrywał ją puder dobrany kolorem do cery.

Kate przeglądała stos fotografii rozłożonych na biurku ? wszystkie tej samej wielkości, zrobione tym samym aparatem, jasne od błysku magnezji. I jakkolwiek osoby były na każdej inne, istniało ponure podobieństwo pozycji. Twarzy kobiet obiektyw nie obejmował.

Kate poukładała zdjęcia w cztery stosiki i każdy włożyła do grubej kartonowej koperty. Kiedy zapukano do drzwi, wsunęła koperty do przegrody biurka.

? Proszę. Wejdźże, Ewo. Już przyszedł?

Dziewczyna podeszła do biurka, zanim jej odpowiedziała. W silniejszym świetle można było dostrzec, że twarz ma napiętą, a oczy błyszczące.

? To jakiś inny, obcy. Mówi, że chce się z panią zobaczyć.

? Niemożliwe, Ewo. Przecież wiesz, kto dziś przychodzi.

? Powiedziałam mu, że pani nie może. Mówi, że chyba panią zna.

? Co to za jeden?

? Taki szczupły drągal, trochę zalany. Mówi, że nazywa się Adam Trask.

Jakkolwiek Kate nie drgnęła ani nie wydała żadnego głosu, Ewa wyczuła, że coś ją poraziło. Palce prawej dłoni Kate zacisnęły się z wolna, a lewa popełzła niby wychudły kot ku krawędzi biurka. Siedziała bez ruchu, jak gdyby powstrzymując oddech. Ewę nagle zaczęło trząść. Myśl jej pobiegła do przechowywanego w szufladzie komody pudełka, w którym leżała jej strzykawka. Kate odezwała się wreszcie:

? Siądź sobie tam, w dużym fotelu. Posiedź chwilę spokojnie. ? A kiedy dziewczyna nie ruszała się z miejsca, Kate smagnęła ją jednym słowem: ? Siadaj!

Ewa skuliła się i podeszła do fotela.

? Nie skub paznokci.

Ręce Ewy rozłączyły się i zacisnęły na poręczach fotela.

Kate zapatrzyła się w zielony szklany klosz lampy biurkowej. Potem uczyniła ruch tak raptowny, że Ewa aż podskoczyła, a wargi jej zadrgały. Kate otworzyła szufladę i wyjęła złożony we czworo papierek.

? Masz! Idź do swojego pokoju i zapraw się. Tylko nie bierz wszystkiego naraz… Nie, nie mam do ciebie zaufania.

Postukała w papierową torebeczkę palcami i przedarła ją na dwoje; nim zagięła końce i wręczyła jedną połowę Ewie, ze środka wysypało się trochę białego proszku.

? Teraz się pospiesz! Gdy zejdziesz na dół, powiedz Ralfowi, że ma stać w korytarzu na tyle blisko, żeby usłyszeć dzwonek, ale nie rozmowę. Pilnuj go, żeby mi się nie podkradał bliżej. Jeżeli usłyszy dzwonek… Nie, powiedz mu… albo nie; niech robi jak uważa. Przyprowadź do mnie pana Adama Traska.

? Niczego pani nie będzie potrzeba?

Kate wpatrzyła się w nią, a Ewa odwróciła wzrok. Gdy wychodziła Kate zawołała za nią:

? Drugą połowę możesz dostać, kiedy tylko on wyjdzie. A teraz spiesz się.

Wysunęła prawą szufladę biurka i wyjęła z niej rewolwer o krótkiej lufie. Otworzyła bębenek, sprawdziła naboje, zatrzasnęła go, położyła broń na biurku i przykryła arkuszem papieru. Zgasiła jedną lampę i poprawiła się w fotelu. Splotła dłonie i oparła je przed sobą na biurku.

Kiedy rozległo się pukanie do drzwi, powiedziała:

? Wejść! ? ledwie poruszywszy wargami.

Ewa miała oczy wilgotne i była już uspokojona.

? Jest ten pan ? oznajmiła i zamknęła drzwi za Adamem.

Rozejrzał się szybko po pokoju, zanim spostrzegł Kate siedzącą bez ruchu za biurkiem. Wpatrzył się w nią, a potem z wolna podszedł bliżej.

Dłonie Kate rozplotły się, a prawa podsunęła ku arkuszowi papieru. Oczy, zimne i pozbawione wyrazu, utkwione były w jego oczach.

Adam zobaczył jej włosy, bliznę, wargi, pomarszczoną szyję, ramiona i ręce, i płaskie piersi. Odetchnął głęboko.

Ręka Kate drżała lekko.

? Czego chcesz?

Usiadł na krześle obok biurka. Chciało mu się krzyczeć z ulgi, ale odrzekł jedynie:

? Teraz już nic. Chciałem cię tylko zobaczyć. Samuel Hamilton powiedział mi, że tu jesteś.

Z chwilą gdy usiadł, drżenie jej ręki ustało.

? To przedtem nic nie słyszałeś?

? Nie. Nie słyszałem. Z początku trochę po tym wariowałem, ale teraz już mi przeszło.

Kate odetchnęła, usta jej uśmiechnęły się, ukazując drobne zęby ? kły długie, ostre i białe.

? Przestraszyłeś mnie.

? Dlaczego?

? Bo nie wiedziałam, co zrobisz.

? Ja też nie wiedziałem. ? Adam wciąż wpatrywał się w nią, jakby była nieżywa.

? Spodziewałam się ciebie przez długi czas, ale ponieważ nie przychodziłeś, więc jakoś o tobie zapomniałam.

? Ja ciebie nie zapomniałem. Ale teraz już mogę.

? Jak to?

Roześmiał się.

? No, to znaczy teraz, kiedy cię zobaczyłem. Wiesz, zdaje się, że właśnie Samuel twierdził, jakobym cię nigdy nie widział, i to jest prawda. Pamiętam twoją twarz, ale nie widziałem jej nigdy. Teraz ją mogę zapomnieć.

Wargi jej zacisnęły się i ściągnęły, a w spojrzeniu szeroko osadzonych oczu było okrucieństwo.

? Tak myślisz?

? Wiem na pewno.

Zmieniła ton.

? Może wcale nie będziesz musiał. Jeżeli nie masz jakichś zastrzeżeń, moglibyśmy dojść do porozumienia.

? Nie sądzę.

? Byłeś taki głupi! Zupełnie jak dziecko. Nie wiedziałeś, co trzeba ze sobą robić. Teraz cię mogę nauczyć. Zdaje się, że już jesteś mężczyzną.

? Nauczyłaś mnie. To była dosyć gorzka lekcja.

? Napijesz się czegoś?

? Owszem.

? Czuję twój oddech… piłeś rum.

Wstała i wyjęła z szafki butelkę i dwie szklaneczki, a kiedy się obróciła, spostrzegła, że Adam przygląda się jej otłuszczonym kostkom. Nagły przypływ wściekłości nie zgasił uśmieszku, który miała na ustach.

Podeszła z butelką do okrągłego stolika pośrodku pokoju i napełniła rumem obie szklaneczki.

? Chodź, usiądź tutaj ? powiedziała. ? Tu jest wygodniej.

Gdy Adam podchodził do dużego fotela, zauważyła, że zerka na jej wystający brzuch. Podała mu szklaneczkę, usiadła i zaplotła ręce na podołku. Adam wciąż trzymał swoją szklankę więc powiedziała:

? Wypij. To bardzo dobry rum. ? Uśmiechnął się do niej uśmiechem, którego nigdy dotąd nie widziała. ? Kiedy Ewa zawiadomiła mnie, że tu jesteś, myślałam z początku, że każę cię wyrzucić.

? Byłbym wrócił ? odparł. ? Musiałem cię zobaczyć… Nie żebym nie wierzył Samuelowi, ale chciałem sam sobie to udowodnić.

? Wypij rum.

Zerknął na jej szklaneczkę.

? Chyba nie myślisz, żebym cię otruła… ? Umilkła, zła, że to powiedziała.

Uśmiechając się wciąż, patrzył na jej szklankę. Gniew Kate odmalował się na jej twarzy. Podniosła szklankę i dotknęła jej wargami.

? Alkohol mi szkodzi ? wyjaśniła. ? Nigdy nie piję. To na mnie działa jak trucizna.

Zacisnęła mocno usta, a jej ostre zęby przygryzły dolną wargę.

Adam wciąż uśmiechał się.

Wściekłość Kate nabrzmiewała, wymykając jej się spod kontroli. Wlała sobie trunek do gardła, rozkaszlała się, oczy jej zwilgotniały, otarła łzy wierzchem dłoni.

? Nie bardzo mi ufasz ? rzekła.

? A nie. ? Podniósł szklaneczkę, wypił rum, po czym wstał i napełnił obie szklanki.

? Nie będę piła więcej ? powiedziała z przestrachem.

? Nie musisz. Wypiję i pójdę.

Piekący alkohol palił ją w gardle; czuła, że znowu odzywa się w niej coś, co ją przerażało.

? Nie boję się ani ciebie, ani nikogo. ? Wychyliła drugą szklaneczkę.

? Nie masz żadnego powodu, żeby się mnie bać. Możesz o mnie zapomnieć. Ale powiadasz, że już zapomniałaś. ? Doznawał cudownego poczucia ciepła i bezpieczeństwa; od wielu lat nie było mu tak dobrze. ? Przyjechałem tu na pogrzeb Sama Hamiltona. To był wspaniały człowiek. Brak mi go będzie. Pamiętasz, Cathy? Pomagał ci przy porodzie.

Alkohol szalał w Kate. Zmagała się z nim, a natężenie tej walki było widoczne w jej twarzy.

? Co ci jest? ? zapytał.

? Mówiłam ci, że to mnie zatruwa. Mówiłam, że mi szkodzi.

? Nie mogłem ryzykować ? odparł spokojnie. ? Już raz do mnie strzeliłaś. Nie wiem, co jeszcze robiłaś poza tym.

? Co masz na myśli?

? Słyszałem różne plotki. Ot, brudne plotki.

Na chwilę zapomniała o zmaganiu się jej woli z krążącym w niej alkoholem i w tym momencie przegrała bitwę. W mózgu zapłonęła jej czerwień, strach pierzchnął, a zamiast niego pojawiło się niebaczne na nic okrucieństwo. Chwyciła butelkę i napełniła swoją szklankę.

Adam musiał wstać, żeby sobie nalać. Zrodziło się w nim uczucie zupełnie mu obce. Radował się tym, co w niej widział. Z przyjemnością obserwował jej zmagania. Dobrze mu było ją karać, ale zachowywał czujność. Teraz trzeba uważać ? powiedział do siebie. Nie mów nic. Nie mów. Na głos rzekł:

? Samuel Hamilton był dobrym przyjacielem przez wszystkie te lata. Będzie mi go brakować.

Rozlała trochę rumu; ociekał jej z kącików ust.

? Ja go nienawidziłam. Zabiłabym go, gdybym mogła.

? Dlaczego? Był dla nas dobry.

? Bo zaglądał… zaglądał we mnie.

? Czemu nie? We mnie także zaglądał i pomagał mi.

? Nienawidzę go ? warknęła. ? Cieszę się, że nie żyje.

? Może byłoby lepiej, gdybym i ja w ciebie zajrzał.

Wargi jej rozchyliły się.

? Ty jesteś głupiec. Ja ciebie nie nienawidzę. Jesteś po prostu słaby głupiec.

W miarę jak rosło w niej napięcie, Adama ogarniał ciepły spokój.

? Siedź tu sobie i szczerz zęby! ? krzyknęła. ? Myślisz, żeś już wolny, co? Trochę popiłeś i już ci się zdaje, żeś mężczyzna! Wystarczyłoby mi kiwnąć małym palcem, a przyczołgałbyś się do mnie, chlipiąc, na klęczkach! ? Rozkiełznało się w niej poczucie własnej siły, porzuciła lisią ostrożność. ? Ja ciebie znam ? ciągnęła. ? Znam twoje tchórzliwe serce.

Adam wciąż się uśmiechał. Napił się trochę, co przypomniało Kate, żeby nalać sobie znowu. Szyjka butelki zadzwoniła o szklankę.

? Kiedy mnie poharatali, przydałeś mi się ? ciągnęła. ? Ale ty byłeś szmata. A gdy przestałam ciebie potrzebować, próbowałeś mnie zatrzymać. Zrzuć z gęby ten swój parszywy uśmieszek.

John Steinbeck „Na wschód od Edenu”
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Oprawa: miękka
Liczba stron: 848
Cena okładkowa: 57 zł

(więcej o książce)

Gdzie kupić:
Kup książkę w księgarni Selkar
Kup książkę w księgarni Lideria

 

Tematy: , , ,

Kategoria: fragmenty książek