Fragment powieści „Drugi oddech” Philippe Pozzo di Borgo

2 czerwca 2012

Jeden z moich przyjaciół, który niedawno odziedziczył fantastyczną fortunę, pyta mnie o możliwość pogodzenia bogactwa z chrześcijańską moralnością. Wtrąca się Abdel:
– Jeśli pan nie wie, co począć z tą kasą, śmiało, ja będę wiedział!
– A ty, Abdelu, czy wierzysz w Boga?
– Tak, ale nie mam już czasu na praktykowanie, jestem praktycznie praktykujący. Zachowuję wiarę, obyczaje, przestrzegam tradycji. Religia to podstawa naszych wartości moralnych – mówi (jak daleką drogę przebył). – Nie lubię tych, którzy o Bogu myślą tylko wtedy, kiedy jest im to potrzebne. Ale niech religia nie próbuje mi w czymkolwiek przeszkadzać; religia nigdy nie zabraniała czegoś zrobić; to ludzie często chowają się za nią, żeby nie robić tego, co powinni.

Amen!

Pocieszać, consolor, to po łacinie ?utrzymywać w całości”; ja swoją integralność zawdzięczam kobietom .

Abdel lubi kobiety przy kości; po spożyciu proponuje mi je wraz ze swoimi uwagami i komentarzami.
– To nie moja bajka, Abdelu.
Wiem, o czym mówię; bezwiednie zdarzyło mi się skonsumować jeden z abdelowych ?prezentów”.

Muzyka wypełniała ciemny pokój, a moje ciało wypełniały skurcze. W drzwiach pojawia się głowa Abdela.
– Mam dla pana aspirynę. – Cofa się, wpuszczając do pokoju dwa dorodne melony. – Dobrej nocy…
Nazywa się Aisza i bez ceregieli włazi do mojego łóżka, goła jak ją Pan Bóg stworzył. Wtula mi się w ramię. Nie wymieniamy ani słowa. Jest bardzo sumienna i nie wygląda na zmieszaną moim stanem. Jej obecność uspokaja mnie. Wreszcie zasypiam.

Ujeżdża mnie wspaniała amazonka, która kilka miesięcy później odprowadza mnie wyczerpanego do stajni. Rozpustnica dopieszcza mnie zbyt długo i zbyt intensywnie.
Po przeczytaniu ?Drugiego oddechu” wiodący próżniacze życie sąsiad przysyła mi kurtyzanę; Abdel stoi za drzwiami, parskając śmiechem, podczas gdy ?masażystka” zajmuje się, między innymi, pieszczeniem moich uszu.
Spotkania z pewną Mulatką, córką malijskiej księżniczki i szwedzkiego marynarza, umilały moje bezsenne noce. Była zaskoczona moimi wymaganiami.
Olbrzymia, nerwowa walkiria zabiera mnie ze sobą; proponuje mi kokę. Odpręża się i odpływa. Usypia zwinięta w kłębek.

I w końcu Clara. Poznała Béatrice w Larmor-Plage, podczas mojej hospitalizacji w Bretanii. Dzwoni do mnie pewnego dnia wypełnionego rozpaczą, po moim powrocie do Paryża. Spędza u mnie noc, potem dwa tygodnie, wreszcie dwa lata. W jej niewinności odnajduję całą szczerość mojej zabłąkanej duszy. Pozwala mi zapomnieć o moich bezwstydnych pragnieniach. Ciągle do niej mówię; skupiona na sączących się słowach, przerywa mi pocałunkiem. Upajam się jej względami.
Mój stan zagubienia urzeka ją i współgra z jej samotnością. Odnajduje swoje marzenia nastolatki; lata zdrady zacierają się i znowu zaczyna mieć nadzieję. Wślizguje się w mechaniczne akcesoria mojego losu i zadowala strzępami mojej powierzchowności. Jej nieśmiałość wzrusza mnie, a poddanie jej zmysłów mojemu bezwładnemu ciału budzi smutne, łagodne uczucie wdzięczności. Wkrótce tchnienie jej spokoju odmierza moje ukojone noce.
Patrzę na nią, ubraną w niebieski kostium; marzenia zakochanego mężczyzny potrafią wyrwać mnie ze stanu wyczerpania. Towarzyszy mi na spacerach w parku. Nie wie, jak się zachowywać wobec mojego bezwładnego ciała. Podnoszę głowę i patrzę na nią. Całuje mnie z zamkniętymi oczami.

Dzisiejszej nocy bicie serca na mojej szyi nadaje rytm jej obrazom; czuję, że nasze igraszki osłabły. Leniwy nastrój spowalnia nasze ciała. Clara rozwiewa się jak obłok. Jej nieśpieszna dłoń pieści ociężałą pierś. Odnajdujemy się w jej porywach, które moje uważne uczestnictwo utrzymuje w stanie najwyższego napięcia. Powstrzymuje się tak bardzo, że niemal dołącza do mojego paraliżu; niewidoczna fala, która odbija się westchnieniem. Wtulona, wreszcie ukojona, z rozchylonymi wargami, uśmiecha się do mnie, żebym nie płakał, szepcze czułe słówka. Przyjmuje moje skurcze jako świadectwo pożądania. Z wyrwanego z korzeniami ciała budujemy nowe kody miłości.

Jej nieobecność pozostawia mnie obojętnym. Wyznaję jej swoją niemoc i znowu czekam. Nie mam nic do zaoferowania. Konam znużony własną zbędnością. […]

Abdel nie chce niczego nikomu zawdzięczać; staram się być wyrozumiały, sam przecież jestem tak bardzo zależny od innych.
– Nie bądź zbyt pewny siebie, Abdelu; życie nie jest czarno-białe, rozumienie świata wymaga odrobiny elastyczności.

Uwielbia prowokować. Mojemu bratu, informatykowi, tłumaczy, że w jego programie są błędy, a nie potrafi nawet otworzyć komputera! Wielka uciecha prowokatora.

Stojąc naprzeciw grupy niepełnosprawnych, tłumaczy jednemu z nich, który ledwo trzyma się na nogach:
– Kalece łatwiej znaleźć robotę niż Arabowi.
Ogólne osłupienie.
– Przecież żartuję!
Wszyscy wybuchają śmiechem.

Abdelowa filozofia sprowadza się do prostego twierdzenia: wszystko jest do kitu. Śmierć jest nieuchronna, a reszta to czysta komedia. I żadnego zaangażowania politycznego.
– To bez sensu, wszyscy politycy to kanalie.
– A młodzi muzułmanie, którzy dają się zabić za wolność i sprawiedliwość?
– Tak, ale nie za takie jak u was, gdzie wszyscy kradną, przedmieścia płoną, starzy zdychają w samotności, gołe tyłki są wszędzie, a każdy myśli tylko o sobie; ja tylko staram się wyciągnąć z tego, co się da, umościć sobie ciepłe gniazdko, a całą resztę mam głęboko w nosie.
W pewnym sensie ma rację, ale nie rezygnuję:
– Abdelu, przecież sam jesteś stuprocentowym wytworem Zachodu! Dewiza ?każdy dla siebie” najlepiej służy burżujom. Im bardziej skupiasz się na sobie, tym bardziej wystawiasz się na strzał.
Zakłopotana mina Abdela.

Abdel obrusza się na mnie z powodu sztuki abstrakcyjnej, którą kolekcjonuję.
– To luksus ?małych wielkich burżujów”. Jeśli ktoś musi tłumaczyć, o co chodzi, to coś tu nie gra.
Na wystawie Zao Wou-Ki wpadam w zachwyt; moim zdaniem ten artysta pozostawi po sobie cudowny ślad.
– Jak pan chce, mogę panu zostawić jeszcze lepsze ślady!
– Masz rację, Abdelu, to sztuka dla sztuki, bez zaangażowania; zresztą prawie cała sztuka współczesna na tym właśnie polega. Ale są też artyści, których dzieła poruszają, gromadzą wokół siebie ludzi, są dostępne dla wszystkich, nawet dla ciebie.
– Dostępne? Przy tych cenach? I co one takiego poruszają? Chyba tylko konto bankowe autora! Najwyraźniej nie podzielamy tych samych wartości.

Pewnego dnia organizuję u siebie wystawę młodego artysty zaangażowanego politycznie, któremu sztandar pomylił się chyba ze sztuką.
– Też mogę coś takiego zrobić, i to za dziesięć razy mniejszą kasę.
– Muszę ci przyznać rację, Abdelu, ale chłopak ma śliczną dziewczynę, więc średnia wychodzi nie najgorsza.
– Trochę droga ta średnia!

Abdel nie słucha muzyki, ale w końcu nauczy się lubić Mozarta i Bacha.
Organizuję w domu koncert – Śmierć i dziewczyna Schuberta w wykonaniu kwartetu Psophos, składającego się z czterech ślicznych dziewcząt: dwóch skrzypaczek, altowiolistki i wiolinistki.
– Całkiem niezłe, bardzo szesnastowieczne – wyrokuje Abdel, budząc się po zakończeniu koncertu.
Jedną ze spraw, które nas różnią, jest ocena kobiet, do których Abdel przez lata odnosił się z lekceważeniem.
– Każda baba chce mi zabrać wolność, to nie do wytrzymania! Lepiej, żeby w ogóle nie otwierała dzioba.
– Kobiecie należy się szacunek, Abdelu.
– Szacunek? To nie my mamy je szanować, tylko one powinny szanować siebie. Z ciała i ducha zawsze wybiorę kawałek zdrowego ciała. Pan ma słabość do romantyzmu, ja do obudowy.
– Abdelu, kobieta tworzy więzi międzyludzkie.
– To zbrodnia, robić coś takiego dziecku – odpowiada po chwili zastanowienia. I dodaje tonem nieznoszącym sprzeciwu:
– Nie, Bóg nie może być kobietą. Trudno sobie wyobrazić, żeby co miesiąc miał okres! To niepoważne. Bóg musi być facetem!

Przede wszystkim Abdel nie chce się wiązać.
– Nigdy dwóch nocy z tą samą!
– Abdelu, musisz kiedyś stworzyć rodzinę, zacząć pisać własną historię.

Dopiero po latach, zapewniwszy sobie satysfakcjonujące go miejsce w społeczeństwie, Abdel stanie się mężem i ojcem.

Philippe Pozzo di Borgo „Drugi oddech”
Wydawnictwo: W.A.B.
Oprawa: miękka
Liczba stron: 240

Opis: Philippe uległ wypadkowi, który nieodwracalnie go unieruchomił, i teraz wspomina swoje życie. W pierwszej części książki opisuje swoje wcześniejsze doświadczenia, aż do śmierci ukochanej żony Béatrice. Jako młody człowiek żył w złotej klatce, był wybrańcem losu. Stopniowo się to zmieniało, gdy Béatrice traciła kolejne dzieci i zachorowała na raka. Ciągu dramatów życiowych dopełnił jego wypadek na paralotni, który przykuł go do wózka. Zatrudnił wtedy do opieki Abdela, złodziejaszka i podrywacza z paryskich blokowisk.. W zwykłych okolicznościach obaj pozostaliby na zawsze każdy w swoim świecie. Ich wspólne zmagania z cierpieniem i utratą bliskich, opisane w części ?Diabeł stróż?, pozwalają z całą ostrością ujrzeć podstawowe… (więcej o książce)

Tematy: , , ,

Kategoria: fragmenty książek