Fragment powieści „Arytmia” Anne Holt i Evena Holta

27 lutego 2012

Wtorek, 4 maja 2010, godzina 08.47
Szpital Uniwersytecki Grini (SUG), B?rum niedaleko Oslo

Na widok mężczyzny w jasnoniebieskiej spranej piżamie Sara Zuckerman stanęła jak wryta. Wahadłowe drzwi do sali operacyjnej cofnęły się i uderzyły ją w lewy bark. Uśmiechnęła się, żeby ukryć grymas bólu. Właściwie niepotrzebnie, bo mężczyzna jeszcze jej nie zauważył.

Pielęgniarka pomagała mu przenieść się na stół z łóżka, na którym został przywieziony. Poruszał się sztywno, jakby miał więcej niż siedemdziesiąt lat, które skończył właśnie wczoraj i w skromny sposób uczcił w szpitalu. W nieforemnej piżamie wyglądał tak krucho, że doktor Zuckerman wciąż się wahała przed wejściem do sali. Po jego włosach, gęstych i zazwyczaj zaczesanych do tyłu, znać już było czterodniowy przykry pobyt tutaj. Kiedy pochylił głowę, żeby łatwiej przesiąść się na stół, przez chwilę widziała jego kark. Kark starego człowieka, którego nie poznawała.

Ten widok sprawił, że poczuła mrowienie w koniuszkach palców i lekko pokręciła głową. Nad luźnym kołnierzykiem siwe kosmyki sklejonych od potu włosów zwisały niczym pięć strzałek wskazujących na plecy tak wychudzone, że łopatki mężczyzny sterczały pod cienkim bawełnianym materiałem jak łyżwy.

Sara Zuckerman wstrzymała oddech i poczuła, że puls jej przyspiesza. Nie powinna tu być.

Akurat w tej chwili ktoś inny powinien stać z bolącym barkiem w drzwiach do sali operacyjnej numer siedem, przedostatniego boksu w rzędzie ośmiu pomieszczeń, wzdłuż których po obu stronach biegły korytarze. Jakiś inny kardiolog mógł wykonać ten zabieg równie dobrze jak ona. A nawet lepiej, pomyślała, chociaż żaden z kolegów nie miał jej doświadczenia. Żaden nie dorównywał jej osiągnięciami, wiedzą, przygotowaniem i opinią. Była gwiazdą, megagwiazdą na niebie większym niż to rozpościerające się nad Norwegią, nad B?rum, nad tym niewielkim prowincjonalnym szpitalem, który był duży i nowoczesny w skali kraju, ale nie mógł w żaden sposób równać się z tym, w jakim niegdyś pracowała. Zuckerman była więc teraz wielka, najlepsza, najzdolniejsza wśród norweskich przeciętniaków.

Oczywiście, że nie powinna tu być. Powinna odmówić. W zasadzie odmówiła. Profesor emeritus doktor nauk medycznych Erik Berntsen, nestor skandynawskiej elektrofizjologii, musiał jednak dostać to, czego sobie zażyczył.

? Dzień dobry ? przywitała się odrobinę za głośno i stanowczo za wesoło.

Za kilka minut miała przeprowadzić operację, która mimo rutynowego charakteru mogła doprowadzić do śmierci tego chudego staruszka, uważanego niegdyś przez nią za wcielenie męskiej siły. I nikt nie wiedział o tym lepiej niż sam pacjent.

Odwrócił się do niej. Ich spojrzenia wreszcie się spotkały ? na króciutką chwilę, bo Sara zaraz weszła na salę i zajęła się sprawdzaniem grubego wenflonu tkwiącego w lewym dole łokciowym. Mniejszy, wkłuty w grzbiet prawej dłoni, dostarczał do organizmu pacjenta przezroczysty płyn z worka wiszącego obok na statywie. Oczywiście wszystko było w porządku.

? Takiego znawcy tematu jak ty nie muszę informować o przebiegu planowanego zabiegu ? stwierdziła Sara. ? Ale z uwagi na stażystkę Karitę Solheim ? skinieniem głowy wskazała młodą kobietę, która stała na baczność przy drzwiach z taką miną, jakby zaraz miała stać się świadkiem egzekucji ? zrobimy to jak zawsze.

Wciąż miała trudności ze spojrzeniem pacjentowi w oczy. Dobrze wiedziała, że są żółtobrązowe i niezwykle duże, osadzone głęboko pod czarnymi brwiami, z których sterczały pojedyncze siwe włoski przydające mężczyźnie raz wesołości, kiedy indziej zaś ? diaboliczności. Sara dobrze znała jego spojrzenie ? mocne, pewne siebie, z nutą arogancji, którą kiedyś uważała za jego najważniejszy zawodowy atut. Był numerem jeden, asem, jak ci, wśród których się obracała, zanim wróciła do Norwegii, czego nigdy ani nie pragnęła, ani nawet nie potrafiła sobie wyobrazić. W roku 2002, gdy zdarzył się ten wypadek, Norwegia pozostawała dla niej jedynie nieco przymglonym wspomnieniem z młodości, kiedy myślała wyłącznie o tym, żeby się stąd wyrwać.

Erik Berntsen byłby numerem jeden bez względu na to, w jakim miejscu na świecie by się znalazł. Oglądanie go w takim stanie sprawiało jej wręcz fizyczny ból.

? Powodem przyjęcia do szpitala ? zaczęła Sara mechanicznie, jakby czytała informacje z formularza ? była tachykardia komorowa połączona z omdleniem dwa tygodnie temu. Diagnozę zweryfikowano tydzień później metodą dwudziestoczterogodzinnej rejestracji EKG. Następnie wykonano koronarografię, która wykazała jedynie zmiany ścian. Echokardiografia potwierdziła właściwe funkcjonowanie lewej komory i EF ponad sześćdziesiąt procent. Implantacja ICD typu Mercury Deimos potrwa według planu około godziny.

Podobnie jak Sara Erik Berntsen zdawał sobie sprawę, że znalazł się wśród największych szczęśliwców w kraju. Wskazania medyczne do wszczepienia ICD, czyli implantable cardioverter-defibrillator, kardiowertera-defibrylatora kosztującego podatników ponad sto tysięcy koron, są bardziej restrykcyjne w bogatej Norwegii niż w jakimkolwiek innym kraju Europy Zachodniej. Doktor Zuckerman wysłała już w tej sprawie nieskończenie wiele pism do regionalnego wydziału publicznej służby zdrowia, w których z amerykańską bezpośredniością, niekiedy graniczącą z groźbami, zwracała uwagę władz na groteskowość faktu, że przeprowadza się tu mniej takich operacji, niż przemawiałyby za tym rozsądne wytyczne. W odpowiedzi w najlepszym razie uzyskiwała niejasne usprawiedliwienia, najczęściej jednak zbywano ją znacznie gorszym milczeniem.

? Wiesz lepiej niż inni? ? kontynuowała, znów patrząc wprost na Berntsena, który był tak spięty, że nie mógł się położyć.

Jego głowa wydawała się za duża w porównaniu z cienką szyją i Sara poczuła chęć pogłaskania go po policzku. Na szczęście zdołała się powstrzymać.

? …że każdy zabieg chirurgiczny łączy się z pewnym ryzykiem. Najpowszechniejszym powikłaniem jest pneumothorax, odma opłucnowa, która następuje w wyniku przebicia płuca. Podczas wszczepiania ICD boimy się również nagłej tamponady serca w wyniku przebicia jego ściany, wskutek czego worek osierdziowy wypełnia się krwią. Może to doprowadzić do stanu krytycznego, który…

Po raz pierwszy, odkąd został tu przywieziony, Erik Berntsen próbował się uśmiechnąć, ale na jego twarzy pojawił się tylko pozbawiony radości, nieco pogardliwy grymas.

? Przepraszam ? zreflektowała się Sara. ? Zapominam, do kogo się zwracam.

Poza tym wciąż mówiła za głośno.

Stażystka stojąca przy drzwiach prawie przestała oddychać, chociaż nie zdążyły jeszcze nawet się uporać ze starannym umyciem dłoni i przedramion. Obie były ubrane na zielono; Sara Zuckerman w nieco za duże szarawary i nietwarzowy papierowy czepek. Ochronne fartuchy rentgenowskie wciąż leżały w przebieralni. Wychodząc, Sara zatrzymała się przy drzwiach i położyła rękę na ramieniu młodszej kobiety.

? Proszę iść ze mną. Wszystko będzie dobrze ? rzuciła, bo nic mądrzejszego nie przyszło jej do głowy.

Karita Solheim, chociaż o tym marzyła, nigdy nie zostanie kardiologiem. Dla doktor Zuckerman zagadką było, jak w ogóle mogła wpaść na pomysł, żeby zostać lekarzem. Karita już po raz trzeci próbowała uczestniczyć w implantacji ICD, co w skrócie polegało na umieszczeniu pod skórą, tuż pod lewym obojczykiem maleńkiego komputera połączonego elektrodą z dolną częścią jamy serca, do której wprowadzano ją przez żyłę, a na koniec przytwierdzano do jego ściany. Dla doświadczonego kardiologa zabieg ten był stosunkowo łatwy i szybki. Karita Solheim nie była w stanie nawet mu się przyglądać.

Pierwsza próba pół roku temu zakończyła się katastrofą. Stażystka zemdlała już w chwili, gdy Sara opuściła skalpel, a upadając, strąciła na ziemię tacę ze sterylnymi narzędziami, wywołując ogromne zamieszanie. Pacjent, którego podczas takiego zabiegu znieczula się jedynie miejscowo, wpadł w panikę, wyciągnął wenflon i wyrwał się upartej, ale nieco zbyt drobnej pielęgniarce.

Podczas drugiej próby Karita wyszła z sali operacyjnej po dziesięciu minutach i zniknęła ze szpitala na trzy godziny.

To była jej ostatnia szansa. Wiedziały o tym obie.

Psychiatria, pomyślała Sara Zuckerman, szybkim krokiem zmierzając w stronę przebieralni ze stażystką wlokącą się za jej plecami jak wystraszony szczeniak. Powinna się zająć psychiatrią. Uniknie kontaktu z prawdziwą medycyną.

Naprawdę tak uważała, ale przebywała w Norwegii już dostatecznie długo, by wiedzieć, że nigdy nie powie tego głośno.

Przez przeszkloną ścianę przebieralni widziała salę operacyjną. Erik Berntsen w końcu się poddał i położył płasko na stole. Wkładając ciężki fartuch rentgenowski, zauważyła, że pacjentowi drżą ręce. Prawa dłoń zwisała mu ze stołu, a ślubna obrączka na niej wyglądała na luźniejszą, niż to zapamiętała. Sara nigdy wcześniej nie zauważyła, że grzbiety dłoni Berntsena są upstrzone bladobrunatnymi starczymi plamami wątrobowymi. Z zacięciem zaczęła szorować sterylną szczotką własne, a potem przedramiona ? mocno i dłużej niż przyjęte pięć minut. Dopiero kiedy Sivert Sand, programista z firmy Mercury Medical, demonstracyjnie spojrzał na duży ścienny zegar, uniosła mokre dłonie, odsuwając je od ciała. Drzwi do sali otworzyła stopą, uważając, żeby niczego nie dotykać.

? Pieniądze albo życie ? mruknął Sivert Sand.

Irytował ją. Ale był zdolny, a poza tym zawsze musiał im asystować ktoś z Mercury Medical, żeby zaprogramować i przetestować urządzenie bezpośrednio po umieszczeniu go w ciele pacjenta.

Pielęgniarka operacyjna już zdążyła otworzyć paczkę ze sterylną zawartością. Na samej górze leżały dwa papierowe ręczniki, które Sara czym prędzej chwyciła i starannie wytarła nimi ręce. Rękawiczki w rozmiarze sześć i pół znajdowały się tam, gdzie powinny. Pielęgniarka pomogła jej zapiąć sterylny fartuch na plecach. Potem włożyła jeszcze dwie pary rękawiczek, jedną na drugą. Najpierw zielone, potem szare. Ordynator Sara Zuckerman była gotowa do przeprowadzenia pierwszego tego dnia zabiegu.

Podeszła do stołu. Erik Berntsen zamknął oczy. Zakryte miał całe ciało z wyjątkiem starannie oczyszczonego pola o powierzchni dziesięć centymetrów na cztery tuż pod lewym obojczykiem. Zwisająca ze statywu płócienna zasłonka przylegała prostopadle do jego szyi ? zarówno w celach higienicznych, jak i po to, by uniemożliwić mu oglądanie tego, co się dzieje po jej drugiej stronie.

Pielęgniarka anestezjologiczna spytała obojętnym głosem:

? Keflin?

? Tak ? odparła doktor Zuckerman. ? Dwa gramy dożylnie.

Zerknęła na monitory. Wskazywały normalne ciśnienie krwi, prawidłowy rytm zatokowy i odpowiednie nasycenie tlenem.

Pielęgniarka podała antybiotyk przez wenflon.

? Jak się miewa piesek? ? spytała Sara, zaglądając za zasłonkę, po czym kazała wyregulować dwie lampy nad polem operacyjnym. ? Radzi sobie z ogonem krótszym o jedną trzecią?

Pacjent nie odpowiedział. Sivert Sand nucił jakiś nieznośny przebój, pielęgniarka anestezjologiczna Frid Moelv siedziała nieruchomo przed swoimi monitorami, a Karita Solheim maleńkimi kroczkami cofała się już od stołu operacyjnego.

? Wszystko będzie dobrze, Erik. ? Sara Zuckerman nachyliła się lekko do ucha pacjenta i wyszeptała: ? Robiłam to mnóstwo razy. Jestem jedną z najlepszych, przecież wiesz. Rozluźnij się, dobrze?

Ledwie uchylił powieki. Próbował się uśmiechnąć, cicho chrząknął i zacisnął obie dłonie.

? Zaczynaj ? powiedział, nie całkiem panując nad głosem. ? Mów mi, co robisz. To pomoże. Będzie prawie tak, jakbym… jakbym to robił sam.

? Jasne ? odparła i tak głęboko zaczerpnęła w płuca powietrza, że na maseczce zarysował się kształt jej warg. ? Najpierw podam dwadzieścia mililitrów xylocainy w okolicę podobojczykową… Już.

Gdy po podaniu miejscowego znieczulenia wyciągnęła igłę z ciała, pojawiło się kilka kropel krwi.

? Za pięć minut będę gotowa do nacięcia. ? Nagle odwróciła się do Siverta Sanda: ? Przepraszam, ale możesz przestać?

Popatrzył na nią zdumiony.

? Co?

? To śpiewanie. Nucenie. Możesz przestać?

? A, o to chodzi. Przepraszam. To nieświadome.

Natychmiast bardzo zajęło go wpatrywanie się w stojący przed nim programator. Urządzenie przypominało laptop z początku lat osiemdziesiątych, było ciężkie i niezgrabne, ale nie miało klawiatury, tylko ekran dotykowy.

? Radzi sobie świetnie ? szepnął Erik Berntsen.

? Kto? ? Sara nachyliła się nad nim.

? Zorro. Bez koniuszka ogona.

? Super. Ten pies cię przeżyje.

Gdy po sekundzie zorientowała się w niestosowności tego komentarza, uniosła skalpel.

? Teraz wykonam mniej więcej pięciocentymetrowe poziome nacięcie. Tutaj…

W papierowobiałej skórze otwarła się niemal obsceniczna szpara. Sara szybko sięgnęła po aparat do diatermii unipolarnej, którym za pomocą prądu przecięła tkankę tłuszczową.

? Teraz ostrożnie dotrę do powięzi. Nie pogubiłaś się, Karito? Do powięzi, a więc tuż nad mięśniem, około dwóch centymetrów w głąb od naskórka. Dzięki diatermii przypalamy tkankę i zapobiegamy…

? Czuć spalonym mięsem ? wyjąkała ochrypłym głosem Karita Solheim.

? Nie przejmuj się zapachem. Uważaj.

Rana lekko krwawiła. Sara Zuckerman wbiła środkowy palec prawej ręki między mięsień a tkankę tłuszczową, żeby zrobić kieszonkę, w której później miała umieścić generator impulsów. Potem szybkim, precyzyjnym ruchem sięgnęła po niebieską kaniulę z roztworem soli.

? Najpierw musimy z niej zrobić coś w rodzaju ścieżki dla prowadnika. Wsuwam ją na ukos w stronę dołka szyjnego, żeby dotrzeć do żyły podobojczykowej, co… co mi się nie udało.

Zapadła kompletna cisza, gdy ponawiała próbę. Bez powodzenia.

Za trzecim razem też nie trafiła w żyłę prowadzącą do serca. W ustach jej zaschło, gdy próbowała po raz czwarty.

? Cholera! Niech to jasny szlag trafi!
(?)

Anne Holt, Even Holt „Arytmia”
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Oprawa: miękka
Liczba stron: 480
Cena okładkowa: 42,00

(więcej o książce)

Kup książkę w księgarni Selkar
Kup książkę w księgarni Lideria

 

 

 

Tematy: , , , ,

Kategoria: fragmenty książek