Fragment książki „Ciemność widoma” Williama Styrona

5 października 2012

II

Kiedy byłem młodym pisarzem, współczesną postacią ze świata literatury, która przez pewien czas miała wyjątkowo silny wpływ na sposób postrzegania przeze mnie życia i historii, był Albert Camus. Jego powieść Obcy przeczytałem nieco później, niżby należało ? bo dopiero po trzydziestce ? ale kiedy ją skończyłem, doznałem nagłego olśnienia zrodzonego z lektury dzieła pisarza, któremu udało się połączyć pasję moralną z prostym, pięknym stylem i którego beznamiętnie okrutna wizja świata jest w stanie wniknąć nam w sam głąb duszy i zmrozić nas do szpiku kości. Niezmierzona samotność Meursaulta, głównego bohatera powieści, tak bardzo mnie prześladowała, że kiedy zabrałem się do pisania Wyznań Nata Turnera, czułem się zmuszony do posłużenia się chwytem Camusa i opowiedzenia historii z punktu widzenia narratora, który, odizolowany od świata, w więziennej celi oczekuje na egzekucję. Wyczuwałem duchowe pokrewieństwo między przerażająco zimną samotnością Meursaulta i tragicznym losem Nata Turnera ? tak jak i on człowieka zbuntowanego, tylko że żyjącego jakieś sto lat wcześniej, tak jak i on skazanego na śmierć i opuszczonego przez ludzi i Boga. Z kolei esej Camusa pt. Rozważania o gilotynie jest zupełnie wyjątkowym tekstem, przesyconym straszną, bezlitośnie konsekwentną logiką; trudno sobie wyobrazić, by nawet najbardziej zagorzały, trawiony żądzą zemsty zwolennik kary śmierci pozostał nadal wierny swoim poglądom po konfrontacji z tak porażającą prawdą wyrażoną z taką żarliwością i precyzją. Wiem, że dzieło to na zawsze przeobraziło mój sposób myślenia, nie tylko kompletnie mnie odmieniając i przekonując o tym, że kara śmierci jest w istocie barbarzyństwem, lecz także wywierając przemożny wpływ na moje przekonania w kwestii
odpowiedzialności jako takiej. Camus oczyścił i rozjaśnił mi w głowie, uwalniając mnie od niezliczonych zastałych i mętnych idei, a aplikując mi dawkę najbardziej niepokojącego, otchłannego pesymizmu, z jakim się dotychczas zetknąłem, sprawił, że na nowo poczułem ekscytację z powodu enigmatycznej obietnicy życia.

Zawód, jaki zawsze odczuwałem z powodu tego, że nigdy osobiście nie poznałem Camusa, pogłębiał fakt, że raz bardzo niewiele brakowało, byśmy się spotkali. Planowałem zobaczyć się z nim w 1960 roku, kiedy to, wybierając się do Francji, dowiedziałem się z listu Romaina Gary?ego, że zamierza on urządzić w Paryżu przyjęcie, na którym mógłbym poznać Camusa. Gary, niezmiernie utalentowany pisarz, którego w owym czasie znałem tylko przelotnie, a który później stał się moim serdecznym przyjacielem, poinformował mnie, że Camus, z którym często się spotykał, przeczytał moją powieść Pogrążyć się w mroku i że bardzo mu się podobała. Oczywiście byłem tym mile połechtany i tym bardziej cieszyłem się na nasze spotkanie. Zanim jednak przyjechałem do Francji, dotarła do mnie straszna wiadomość: Camus zginął w wypadku samochodowym, co było tym bardziej bolesne, że miał wówczas zaledwie czterdzieści sześć lat. Chyba nigdy w życiu nie odczuwałem równie intensywnie straty kogoś, kogo nie znałem osobiście. Wiele razy rozmyślałem nad tą śmiercią i jej okolicznościami. Camus nie prowadził samochodu, wiedział jednak zapewne, że kierowca, syn jego wydawcy, uwielbia szybką i ryzykowną jazdę. Tak więc w wypadku tym był element brawury. Wsiadając do tego samochodu, Camus mógł działać pod wpływem podświadomego impulsu samobójczego, a przynajmniej pokusy flirtu ze śmiercią. Wszelkie spekulacje odnoszące się do tego zdarzenia nieuchronnie każą wracać do problemu samobójstwa w dziele pisarza. Początek Mitu Syzyfa przynosi jedną z najsłynniejszych konstatacji intelektualnych XX wieku: ?Jest tylko jeden problem filozoficzny prawdziwie poważny: samobójstwo. Orzec, czy życie jest, czy nie jest warte trudu, by je przeżyć, to odpowiedzieć na fundamentalne pytanie filozofii?1. Kiedy zacząłem czytać, popadłem w niejaką konsternację i uczucie to towarzyszyło mi przy lekturze większości tekstu, jako że, pomimo żelaznej logiki i elokwencji autora, wiele rzeczy po prostu mi umykało ? wciąż na nowo i wciąż bez powodzenia zmagałem się z postawioną na wstępie tezą, nie będąc w stanie poradzić sobie z zawartym w niej założeniem, że człowiek mógłby dojść do takiego stanu, żeby w ogóle chcieć odebrać sobie życie. Napisaną później krótką powieść Upadek podziwiałem z pewnymi zastrzeżeniami; poczucie winy i oskarżycielski stosunek do samego siebie adwokata-narratora, wygłaszającego swoje ponure monologi w barze w Amsterdamie, zdawały mi się nieco nazbyt ostentacyjne i przesadzone, ale w czasie, kiedy to czytałem, nie byłem w stanie zorientować się, że ów prawnik zachowywał się bardzo podobnie jak człowiek cierpiący na kliniczną postać depresji. Żyłem bowiem wówczas jeszcze w błogiej nieświadomości nawet samego istnienia tej choroby.

Camus, jak powiedział mi Romain, niekiedy napomykał, że dręczy go głębokie przygnębienie i zniechęcenie,
wspominał także o samobójstwie. Czasami mówił o tym żartem, który jednak smakował niczym cierpkie wino, co niepokoiło Romaina. Najwyraźniej jednak Camus nigdy nie podjął żadnej próby samobójczej, i może nie przypadkiem, mimo wyraźnie wyczuwalnego tam tonu melancholii, u podstaw Mitu Syzyfa ? z jego surowym przesłaniem, iż mimo braku nadziei musimy dalej toczyć walkę o przetrwanie, i walczymy, za każdym razem o włos unikając ostatecznej klęski ? leży przeświadczenie o triumfie życia nad śmiercią. Dopiero po upływie kilku lat dotarło do mnie, że wypowiedzi Camusa na temat samobójstwa, a także jego zainteresowanie tym zagadnieniem w ogóle, co najmniej w równej mierze mogły wynikać z jego rozważań nad kwestiami natury etycznej i epistemologicznej, jak i z nękających go uporczywych zaburzeń nastroju. Gary znów opowiadał mi szczegółowo o swoich przypuszczeniach dotyczących depresji Camusa w sierpniu 1978 roku, kiedy to, oddawszy mu do dyspozycji mój dom w Connecticut, przyjechałem do niego na weekend z Martha?s Vineyard, gdzie zwykle spędzałem lato. Podczas tej rozmowy odniosłem wrażenie, że niektóre supozycje Romaina dotyczące powagi powracających u Camusa stanów przygnębienia i rozpaczy zyskują tym bardziej na znaczeniu, że on też od pewnego czasu cierpi na depresję, do czego się otwarcie przyznał. Twierdził, że u niego przypadłość ta nie jest obezwładniająca i że ma ją pod kontrolą, ale czasami daje mu się mocno we znaki, zwłaszcza kiedy w rozkwicie pięknego lata w tym uroczym lesistym zakątku Nowej Anglii ogarnia go całkowicie nieprzystający do okoliczności kamienny, ciężki niczym ołów nastrój apatii i przygnębienia, który pokrywa wszystko wokół grubą warstwą trującej patyny. Ponieważ Romain, rosyjski Żyd urodzony na Litwie, zawsze zdawał mi się osobą emanującą wschodnioeuropejską melancholią, trudno mi było zauważyć jakąkolwiek różnicę. Tak czy inaczej, bardzo cierpiał. Powiedział mi, że dopiero teraz jest w stanie uchwycić nieco z istoty owej czarnej, bezdennej rozpaczy, o której opowiadał mu Camus.

Sytuacji Gary?ego raczej nie ułatwiała obecność Jean Seberg, aktorki rodem z Iowa, żony, z którą rozwiódł się przed paru laty i z którą, jak sądziłem, od dawna już nie utrzymuje kontaktów. Dowiedziałem się, że jest tu z powodu ich syna Diego, który przebywa właśnie w okolicy na obozie tenisowym. Ponieważ wydawało mi się, że rozstali się w nie najlepszej atmosferze, tym bardziej byłem zaskoczony, że widzę ją znowu z Romainem. Zaskoczył mnie również ? nie, raczej zaszokował i zasmucił ? jej wygląd; miałem wrażenie, że twarz tej niegdyś delikatnej, filigranowej blond piękności o jasnym spojrzeniu zniknęła pod jakąś okropną maską. Jean poruszała się niczym lunatyczka, mało mówiła i miała niewidzące spojrzenie charakterystyczne dla kogoś, kto, będąc pod wpływem silnych środków uspokajających (albo narkotyków, albo jednego i drugiego), znajduje się niemal na progu katalepsji. Wyczuwałem, że wciąż są oni do siebie bardzo przywiązani, byłem również wzruszony jego troską o nią, pełną zarówno czułości, jak i ojcowskiego ciepła. Romain powiedział mi, że Jean leczy się z powodu przypadłości, która nęka również i jego, a także wspomniał coś o lekach przeciwdepresyjnych ? nic z tego nie zapadło mi jednak głębiej w pamięć, ani też nie miało dla mnie większego znaczenia. To przypomnienie mojej ówczesnej niemal całkowicie obojętnej postawy jest ważne, ponieważ tego rodzaju obojętność świadczy dobitnie o tym, że człowiek z zewnątrz nie jest w stanie pojąć istoty takiej choroby jak depresja. Depresja Camusa, a teraz Romaina Gary?ego ? oraz niewątpliwie Jean ? była dla mnie, mimo współczucia, jakie dla nich miałem, dolegliwością całkowicie abstrakcyjną, tym bardziej że nie miałem najmniejszego pojęcia o prawdziwym wymiarze tej choroby oraz naturze bólu, jakiego doznają jej ofiary, kiedy ich umysł ogarnia postępujące podstępnie paraliżujące odrętwienie.

?

Przypisy:

1Albert Camus, Mit Syzyfa i inne eseje, tłum. Joanna Guze, Warszawa
1999.

William Styron „Ciemność widoma. Esej o depresji”
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 128

Kup książkę w księgarni Selkar
Kup książkę w księgarni Lideria

Opis: Autobiograficzna, przejmująco osobista opowieść wybitnego amerykańskiego prozaika, autora Wyboru Zofii,o jego zmaganiach z depresją. Powieściopisarz przedstawia opis przerażającego doświadczenia ? schodzenia na samo dno beznadziei i rozpaczy. Zabiera nas w jedyną w swoim rodzaju podróż do krainy szaleństwa, gdzie pragnie się jedynie śmierci. Latem 1985 roku Styron zaczął cierpieć na uporczywą bezsenność oraz popadać w coraz większą apatię ? były to pierwsze oznaki choroby psychicznej, która doprowadziła go do kalectwa i próby samobójczej. Książka, która otworzyła ludziom oczy na chorobę traktowaną dotychczas jako wstydliwa przypadłość, o której nie należy głośno i natychmiast po wydaniu trafiła na… (więcej o książce)

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek