Były agent FBI mierzy się ze sprawą morderstwa i demonami własnej przeszłości. Przeczytaj fragment „Drugiej siostry” Petera Mohlina i Petera Nyströma

26 stycznia 2022

Debiutancka powieść „Ostatnie życie” szwedzkiego duetu Peter Mohlin i Peter Nyström została sprzedana do 16 krajów i otrzymała nagrodę za najlepszy debiut kryminalny 2020 roku na Targach Książki w Göteborgu. Przyszedł więc czas na kolejną powieść. Nakładem Wydawnictwa Czarna Owca ukazała się „Druga siostra”. W książce powraca znany z debiutu były agent FBI John Adderley, który próbuje dowiedzieć się, kto i dlaczego zabił jedną z sióstr zarządzających popularną aplikacją randkową, a teraz próbuje zabić drugą. Poniżej możecie przeczytać premierowy fragment książki.

John dyskretnym ruchem głowy powstrzymał kelnerkę przed podejściem do stolika. Rozmowa nie była odpowiednia dla postronnych słuchaczy, a poza tym kelnerka nie mogła zobaczyć, że chowa służbowy pistolet do kabury pod marynarką.

– Dlaczego mi nie ufasz? – spytał Trevor, nie spuszczając go z oka.

– Ufałbyś sobie na moim miejscu?

– Może i nie – przyznał. – Paranoja to straszne cholerstwo, kiedy już pozwolimy jej nas dopaść.

John wiedział, że przyjaciel mówi z doświadczenia. Rok wcześniej obaj byli zatrudnieni w FBI i przeniknęli do nigeryjskiego syndykatu narkotykowego w Baltimore. Każdy dzień był walką ze strachem przed zdemaskowaniem. Mimo to Trevor odegrał swoją rolę tak dobrze, że został prawą ręką szefa. To było dowodem, że jak mało kto potrafi się maskować i zdobywać zaufanie.

– Jesteś tu sam? – spytał John.

– Jasne, że tak. Co ty sobie wyobrażasz? Że Ganiru mnie nasłał?

Tak właśnie się nazywał. Ganiru Okeke. Szef syndykatu narkotykowego, skazany na siedem lat więzienia na podstawie zeznań, które John i Trevor złożyli jesienią na rozprawie.

– Nie jest to niemożliwe, prawda? – odparł John. – Że posłużyłby się tobą, żeby mnie odnaleźć.

Przyjaciel westchnął z rezygnacją.

– Będzie okej, jeśli zamówię coś do picia, czy może myślisz, że kelnerka ugodzi cię w kark korkociągiem?

– Jasne, zamawiaj – oznajmił John z pełną świadomością, że właśnie w taki sposób sam odpowiedziałby na obiekcje. Rozwiałby obawy, wyśmiewając je. Rozmontowałby tego upiora, nazwał płatnych zabójców pracujących dla Ganiru potworami chowającymi się pod łóżkiem.

Trevor przywołał gestem młodą kelnerkę. Oznajmił, że poczekają z zamawianiem jedzenia, ale poprosiłby piwo. Kiedy dziewczyna odeszła do kolejnej grupki gości, przyjaciel Johna nachylił się nad stołem.

– Okej – powiedział. – Zacznijmy od nowa, żebym był na bieżąco. Zanim się rozstaliśmy po procesie, stworzyłem dwa konta w zaszyfrowanej usłudze pocztowej. Jak myślisz, dlaczego to zrobiłem?

– Żebyśmy mogli pozostać w kontakcie, nawet po przeprowadzce i otrzymaniu nowych danych osobowych.

– Czyli to akurat nie wzbudziło żadnych podejrzeń?

John pokręcił głową.

Trevor przesunął świecę, żeby płomień go nie poparzył.

– Nie sądziłem, że do mnie napiszesz – przyznał.

– Nie miałem takiego zamiaru.

John pamiętał napomnienia ludzi z biura. Człowiek, który przystępuje do programu ochrony świadków musi być gotów na kompletne zerwanie ze swoim wcześniejszym życiem. Każdy obszar kontaktu jest potencjalnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa.

– Dlaczego zmieniłeś zdanie?

– Z tego samego powodu, z którego ty w ogóle założyłeś nam te konta.

Trevor skinął głową i spojrzał na niego z powagą. Przez chwilę John czuł między nimi silną wspólnotę. Szczególną więź wynikającą z obserwowania z bliska terroru Ganiru i świadomości, do jak wielkiej przemocy ucieka się ten handlarz narkotyków. Człowiek ścigany przez kogoś takiego potrzebuje przyjaciela, który rozumie, jak to jest już nigdy nie móc przespać całej nocy.

Kelnerka zjawiła się z piwem. Postawiła na stole szklankę z pieniącym się płynem.

– Mam już dość tej gry w zgadywanki – odezwał się Trevor, kiedy odeszła od stolika. – Niby kiedy cię zdradziłem?

John wpatrywał się w nierozumiejące oczy przyjaciela.

– Nie zrobiłeś tego dobrowolnie – rzekł. – Myślę, że łowcy cię do tego zmusili.

– Łowcy?

– Tak. Płatni zabójcy, którym Ganiru płaci za szukanie nas. Nie wiem, jak cię wytropili, wiem tylko, że im się to udało.

Trevor sprawiał wrażenie, jakby właśnie miał zamiar solidnie sobie golnąć.

– No nie, do cholery…

– Poczekaj – przerwał mu John. – Przeczesali twój komputer i znaleźli maile, które do siebie wysyłaliśmy. Nigdy nie zdradziliśmy, gdzie przebywamy, więc przejęli klawiaturę i napisali do mnie w twoim imieniu.

– Chcesz powiedzieć, że to… – Trevor położył sobie rękę na brzuchu – jest tylko blefem. Że mam pełno guzów w jelicie grubym.

John przypomniał sobie, jak doskonałym aktorem jest człowiek siedzący po drugiej stronie stołu.

– Tak – odparł. – Właśnie tak uważam.

– W takim razie nie rozumiem… Dlaczego pozwoliłeś mi tu przyjść?

– Bo jestem naiwnym idiotą i połknąłem przynętę w postaci chorego na raka przyjaciela, który chce się spotkać na łzawe pożegnanie. Dopiero wczoraj wieczorem dotarło do mnie, że coś jest nie tak. Przeczytałem stare maile od ciebie i odkryłem drobne różnice w języku, które – jak się wygodnie złożyło – zaczęły się wraz z twoimi problemami żołądkowymi.

– I to są twoje dowody – skwitował Trevor. – Moja kiepska gramatyka i fatalna pisownia.

– To nie ty napisałeś ostatniego maila, tego jestem pewny – powiedział John, choć nie był już co do tego przekonany.

– Przestań świrować i rusz głową. Jeśli jest tak, jak mówisz, to dlaczego nie leżę na dnie jeziora? Przecież łowcy nie mieliby już ze mnie pożytku, prawda?

Na to pytanie John nie miał sensownej odpowiedzi. W końcu sam właśnie tak rozumował – że Trevor nie żyje – i poszedł do restauracji tylko dlatego, że nie umiał odpuścić. Dopóki istniała teoretyczna możliwość, że Trevor nadal żyje, był to jego obowiązek. A jednak samo pojawienie się dawnego kolegi nie wystarczyło, aby rozwiać podejrzenia, i dlatego zaczął się czuć jak owładnięty paranoją zdrajca.

– Cholera, John, nie wiem, co mam powiedzieć, żebyś mi uwierzył.

Trevor uniósł szklankę z piwem i wpatrywał się w płomień świecy przez bursztynowy napój. Między nimi wyrosła gruba ściana milczenia. Po raz kolejny John omiótł spojrzeniem gości Armatora. Mężczyźni, których uznał za potencjalne zagrożenie, wciąż siedzieli na swoich miejscach, wyraźnie delektując się jedzeniem i napojami.

– Mam sobie pójść? – zapytał Trevor.

Kiedy John nie odpowiadał, przyjaciel wstał i wyciągnął portfel z tylnej kieszeni spodni.

– Mam nadzieję, że tyle wystarczy – powiedział i rzucił banknot stukoronowy na stolik. – Nie wiem, ile w Szwecji kosztuje piwo.

Trevor szybkim krokiem ruszył do drzwi. Kiedy wychodził z restauracji, brzęknął mały dzwonek nad drzwiami, a po sali rozszedł się zimny podmuch. Na zewnątrz włożył kurtkę i naciągnął czapkę na łysą głowę. John sam nie wiedział, jak do tego doszło, ale odsunął krzesło, przecisnął się obok pary przy stoliku pod oknem i zastukał w szybę. Trevor znieruchomiał i spojrzał na niego. Przez kilka sekund po prostu się w siebie wpatrywali. Potem John skinął przyjacielowi, by ten wrócił do ciepłego pomieszczenia.

Kiedy znów siedzieli naprzeciwko siebie, pojawiła się kelnerka. Zmarszczka między brwiami świadczyła o tym, że jest zbita z tropu.

– Nadal korzystają panowie ze stolika? Bo jeśli nie, to przy barze mam czekających gości.

– Rozumiem, ale chętnie coś zjemy, prawda? – odparł John.

Trevor sięgnął po banknot i schował go do kieszeni spodni.

– Jasne, zjedzmy.

Zamówili duży talerz z tapas do podziału. John został przy wodzie mineralnej, a Trevor poprosił o kolejne piwo.

– Lekarz zabronił mi mięsa i innych ciężkostrawnych rzeczy. Ale powinno tu być coś do wrzucenia na ząb.

– Ty wybieraj pierwszy, a ja zjem to, co zostanie.

Pogodzenie się z tym, że informacja o raku jest prawdziwa, sprawiało mu trudność, ale czuł, że w tej chwili nie ma innej możliwości. Gdyby ponownie okazał brak zaufania, byłby to koniec rozmowy.

– Minette wie, że jesteś chory? – spytał, a przed oczami stanął mu obraz byłej żony Trevora.

John nigdy jej nie poznał, ale przyjaciel pokazał mu w Baltimore zdjęcia. Była na nich kobieta około trzydziestki, z rastafariańskimi warkoczykami i oczami pełnymi życia.

– Nie, nie mamy ze sobą kontaktu. Poprosiłem mojego człowieka z Biura, żeby dał jej znać, kiedy… no, kiedy to się skończy.

Nie dało się nie wyczuć smutku. Wyciekał każdym porem z obfitego ciała Trevora. Żona urodziła ich pierwsze dziecko, kiedy jeszcze pracował jako agent. Trevor nastawił się, że wszyscy troje zaczną razem nowe życie. Minette chciała jednak czego innego. Zażądała rozwodu i wraz z córką zniknęła w oddzielnym programie ochrony.

– Naprawdę nic się nie da poradzić na te guzy? – zapytał John.

– Nie, już są przerzuty. Do wątroby i układu limfatycznego. Pozamiatane.

– A co mówi lekarz? Ile czasu ci zostało?

– Sześć do ośmiu miesięcy. O ile będę kontynuował chemioterapię.

– A jeśli nie?

– To znacznie mniej.

– Czyli będziesz kontynuował leczenie?

Trevor powoli pokręcił głową.

– I nie próbuj mnie namawiać – rzekł. – Przez to gówno muszę leżeć w łóżku i wymiotuję wiele dni. Więc wolę żyć krócej, ale trzymać się na nogach.

John miał ochotę zapytać o córkę. Dowiedzieć się, czy Trevor przynajmniej otrzymuje jakieś raporty na jej temat od swojego człowieka. Ale zamiast tego skierował rozmowę na inne tory. Z dala od guzów nowotworowych i rozbitej rodziny.

– Gdzie byłeś przez ostatnie miesiące?

Trevor spróbował się uśmiechnąć.

– Na Bali.

– No tak. Tak myślałem. Plaże i drinki z parasolką.

– Jasne. I panienki w bikini. Brakowało mi tam twojego towarzystwa. Bylibyśmy fantastyczną ekipą. Ty zajmowałbyś się ładnymi dziewczynami, a ja udzielałbym się w roli nagrody pocieszenia dla drugiego sortu.

John mimo woli zaśmiał się z utrzymanego w złym guście żartu kolegi starszego o ponad dziesięć lat. W Baltimore Trevor tytułował go „dzieciakiem” – mimo że miał trzydzieści cztery lata – i nabijał się z jego próżności. Pod wieloma względami stanowili swoje absolutne przeciwieństwa. John bardzo dbał o ciało i zawsze nosił dobrze skrojone garnitury, a jego przyjaciel miał nadwagę i najlepiej czuł się w ciuchach upolowanych na przecenie w sklepach Target.

– A ty? – zapytał Trevor. – Dlaczego przeniosłeś się do tej dziury?

John zwalczył impuls, by powiedzieć prawdę. Że przez pierwsze dwanaście lat życia mieszkał w Karlstad i nadal przyzwoicie mówił po szwedzku. Ta historia musiała poczekać, aż będzie zupełnie pewny, że przyjacielowi można ufać.

– Zawsze lubiłem Szwecję – powiedział zamiast tego. – Czułem się tu bezpiecznie. Po prostu dobry kraj do zamieszkania.

– A ciemności? Przecież, cholera, słońce jeszcze nie wzejdzie, a już zaczyna się ściemniać.

– Tak, na to nie byłem do końca przygotowany. Ale ludzie mówią, że latem jest odwrotnie: jasno do dwudziestej trzeciej.

Zjawiła się kelnerka z napojami, a zaraz potem postawiła między nimi talerz z tapas. Trevor się częstował, ale większość została na talerzu. Z piwem poszło łatwiej. Szklanka została opróżniona i wymieniona na nową, zanim John zdążył wypić połowę wody mineralnej.

– Ile jeszcze tu zostaniesz? – zapytał i w tej samej chwili tego pożałował.

Trevor wyglądał na zakłopotanego – dłubał widelcem w hiszpańskim omlecie ziemniaczanym.

– Nie masz biletu powrotnego, prawda? – ciągnął John.

Nie czekając na odpowiedź, położył dłoń na ramieniu przyjaciela. Trevor nie przyjechał do Szwecji, żeby pożegnać się po raz ostatni, a potem wrócić do domu. Przyjechał, żeby nie umierać w samotności.

– Przepraszam, muszę się odlać.

Trevor odchrząknął i odsunął krzesło. Wstał i zachwiał się na nogach. Musiał chwycić stół, żeby nie stracić równowagi.

– Co się dzieje?

– Tabletki przeciwbólowe. Zapomniałem o nich. Są cholernie mocne i nie powinno się ich łączyć z alkoholem.

John spojrzał w kierunku stromych spiralnych schodów prowadzących do toalet w podziemiach.

– Pójdę z tobą – oznajmił. – Mnie też ciśnie.

Ruszył w dół przed Trevorem. Wystarczająco blisko, żeby się przydać w razie potrzeby, ale bez podstawiania ramienia. Na dole obaj musieli się pochylić, żeby nie przeszorować głowami po niskim betonowym suficie.

– Panie przodem – rzekł John i wskazał Trevorowi drogę do toalety.

Stanęli obok siebie i opróżniali pęcherze na metalową powierzchnię pisuaru. Trevor spojrzał w stronę drzwi, a potem rozpiął górny guzik koszuli. John już miał zapytać, co wyprawia, ale przyjaciel przyłożył palec do ust. Rozpiął kolejny guzik i rozsunął materiał. Tam – na środku wielkiej klatki piersiowej – tkwił przyklejony taśmą mikrofon.
(…)

Peter Mohlin, Peter Nyström „Druga siostra”
Tłumaczenie: Maciej Muszalski
Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 368

Opis: Alicia Bjelke to młoda kobieta, której zdeformowana twarz sprawia, że ludzie odwracają się na jej widok. Oddała się więc pracy jako programistka i wraz z siostrą – piękną Stellą – założyła firmę i stworzyła cieszącą się ogromnym powodzeniem aplikację randkową. Pewnego dnia Stella zostaje znaleziona martwa, a Alicia zdaje sobie sprawę, że jest kolejnym celem. Sprawa morderstwa zostaje przekazana byłemu agentowi FBI Johnowi Adderleyowi, który nadal przebywa w Karlstad i ukrywa się pod nową tożsamością. Ciągle prześladowany przez demony przeszłości, zamiast uciekać, jest zmuszony raz na zawsze zmierzyć się ze swoją przeszłością, a śledztwo w sprawie morderstwa bardzo szybko daje mu ku temu pretekst. Jeśli uda mu się zrealizować swój plan, może mieć w końcu szansę na upragnioną wolność. Czy nie jest jednak za późno?


Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: fragmenty książek