Barwna opowieść o braterstwie na tle burzliwej historii Ameryki początku XX wieku. Przeczytaj fragment książki „Stracone miliony” Jessa Waltera

30 kwietnia 2021

Opublikowana przez Wydawnictwo Poradnia K książka „Stracone miliony” Jessa Waltera to rozgrywająca się na początku XX wieku w Stanach Zjednoczonych opowieść o dwóch braciach, którzy wiodą awanturniczy żywot w drodze, imając się dorywczych prac. Mimo wspólnie dzielonego losu mają zupełnie różne pragnienia i postawy. Jak potoczy się ich historia, gdy staną przed największymi życiowymi wyborami, przed próbą czasów, w których żyją? Poniżej możecie przeczytać fragment powieści.

3

– Myślisz, że tego policjanta zabił jakiś włóczęga? – zapytał Rye, kiedy idąc ścieżką wzdłuż rzeki, zatoczyli koło i zawrócili w kierunku miasteczka. Szli szybko na wypadek, gdyby bojówka znowu przeformowała szyki, gęsiego, Gig z przodu, za nim Early, Rye i Jules.

– Nie ma mowy – odparł Gig.

Early Reston zgodził się z tym:

– Gdyby to zrobił włóczęga, to nie minąłby nawet dzień, a zrobiliby nalot na obozowisko.

Jules dodał:

– I na pewno nie pojawiliby się tam z samymi pałkami.

– Wobec tego co to oznacza – zapytał Rye – że tak nas wyganiają?

– Oznacza to, że szefowie wiedzą, że planujemy zrzucić jarzmo niewoli – wyjaśnił Gig swoim głosem demagoga. – Mianowicie zamierzają nas unieszkodliwić przed poniedziałkiem.

Early roześmiał się.

– Przed czym znowu?

Gig wyjaśnił, że w poniedziałek ma się odbyć Bitwa o Wolność Słowa organizowana przez Robotników Przemysłowych Świata, a policja ma nadzieję, że siłą ich przed tym powstrzyma.

– Musisz być w pobliżu – powiedział Earlowi.

– I dać tym policjantom kolejnego strzała? Nie sądzę.

– W sumie może to wyjdzie na dobre – powiedział Gig. – Skoro i tak nie możesz się powstrzymać od takich akcji jak tam, nad rzeką.

– Potrafię się powstrzymać od tego, żeby nie kazać tym ludziom wrzucić się do rzeki.

Gig uśmiechnął się.

– Miałem na myśli twoją reakcję.

– Wiem, co miałeś na myśli. – Early zasłonił oczy przed słońcem. – Powiedz no, Gregory Dolanie, czy jesteś kimś ważnym dla tych wobbliesów?

– Nie. – Gig zdawał się być równocześnie zakłopotany i ukontentowany tym, że wzięto go za lidera związkowego. Należy do Komitetu Wolności Słowa, wyjaśnił, ale nie wybrano go na delegata. – Po prostu podzielam to przekonanie, że skoro wszelkie bogactwo bierze się z pracy, to siła robocza powinna również korzystać z tego bogactwa, które produkuje, a nie być jedynie paliwem…

Early Reston wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– A nie podzielasz przekonania, że John Locke już o tym pisał?

– Możliwe. – Gig przystanął i sam ledwo mógł powstrzymać uśmiech. – Powiedz mi, gdzie studiujesz ekonomię włóczęgów?

I tak Early Reston opowiedział całą swoją historię – wychował się w Shelbyville, w stanie Illinois, studiował inżynierię górnictwa w Purdue College i poszedł do pracy w nadbrzeżnym paśmie Gór Skalistych, gdzie poznał i poślubił dziewczynę z Colorado City. Chociaż sam nie był związkowcem, wyszedł na ulicę, solidaryzując się ze strajkiem Zachodniej Federacji Górników w tysiąc dziewięćset dziewiątym roku. Kiedy wysłano tam Gwardię Narodową, został aresztowany razem z innymi strajkującymi i spędził trzy tygodnie w obozie dla internowanych. Zwolniony, pojechał do domu, gdzie zastał swoją ciężarną żonę martwą na kuchennej podłodze, „nasz syn, który urodził się martwy, wystawał z niej do połowy”.

Przez jakiś czas szli w milczeniu ścieżką wzdłuż rzeki.

– Właśnie dlatego – powiedział Early – Gregory Dolanie z Robotników Przemysłowych Świata, mam bardziej nieugięte stanowisko wobec tych kwestii. Niezależnie od tego, jak doskonałe są twoje przemówienia, jeśli ktoś przyjdzie, żeby uderzyć Early’ego Restona, dostanie swoją zapłatę.

Rye miał wrażenie, że jego brat zawsze miał w zanadrzu jakieś znane powiedzenie, i kiedy tak szli ścieżką wzdłuż rzeki, Gig zacytował swoją starą, ulubioną myśl: „Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich”.

Early Reston przymrużył oczy, a na jego twarzy pojawił się ten sam uśmiech.

– Dobrze, no dalej, oczytany jesteś, skurczybyku, nie poprzestawaj na tym.

– Bo kiedy spoglądasz przez jakiś czas w otchłań…

– Ona również patrzy na ciebie – dokończył Early. – Taki właśnie jestem, przyjacielu. Otchłań odwzajemniająca uśmiech.

Rye nigdy nie spotkał nikogo, kto by mógł stanąć w szranki z Gigiem w cytowaniu sławnych ludzi. Wyglądało na to, że Gig znalazł w osobie Early’ego Restona godnego przeciwnika i zarazem najlepszego przyjaciela, i idąc, toczyli rozmowę na temat tego faceta, Nietzschego, albo tego Marksa i jakiegoś gościa, Russo, o którym Early powiedział, że wierzył w to, że „lepsza wolność i niebezpieczeństwo niż pokój i niewolnictwo”.

– Tommy Russo? – wtrącił Rye zza ich pleców, myśląc, że chodzi o tego młodego Włocha, z którym razem zrywali jabłka.

– Jean-Jacques Rousseau – rzucił Gig przez ramię, nie tyle po to, żeby edukować Rye’a, co żeby zrobić wrażenie na swoim nowym przyjacielu. – Jego Wielka rozprawa o nierówności stanów w zasadzie przypomina w tonie przemowę wobbliesów, tyle że po kąpieli i z kieliszkiem porto.

Nawet Jules się roześmiał, a Rye poczuł się wykluczony, jak zawsze kiedy Gig zaczynał tę swoją związkową gadkę. Słuchał tych żarliwych przemów wobbliesów niemalże od roku, ale nigdy nie był do nich całkowicie przekonany. Związki zawodowe stolarzy, budowniczych młynów, operatorów maszyn – Rye obserwował, jak całe ich mnóstwo współpracowało ze sobą, żeby mieć stałą pracę i kromkę chleba, ale według niego Robotnicy Przemysłowi Świata bardziej przypominali kościół dla kloszardów niż związek zawodowy z prawdziwego zdarzenia. Gig stwierdził, że Rye ma „zawężone myślenie”.

– Tutaj chodzi o coś więcej niż o to, żeby zarobić dość, by kupić parcelę, Rye, chłopcze. Chodzi o równość. O pracownika, który ma narzędzia do produkcji.

Wydawało się to Rye’owi zupełnie nieprawdopodobne – jak żebrak, który błaga o kromkę chleba, może dostać całą piekarnię. A ta koncepcja, że ludzie staliby się równi jedynie za sprawą tego, że powie się o tym na głos? Do licha, wystarczyło spędzić jeden dzień w barłogu w Montanie albo stanąć nad bezimiennym grobem własnej matki, żeby dojść do wniosku, że brak równości to jedyna rzecz, która łączy wszystkich ludzi. Jedynie nieliczni żyją niczym królowie, a cała reszta przytula głowę do ziemi, aż ta się rozstępuje i zabiera ich tam, skąd przyszli.

Idąc ścieżką na czele grupy, Early Reston poczynił podobną uwagę.

– Według mnie ten wasz duży ruch związkowy działa wbrew ludzkiej naturze i historii ludzkości.

– Ale to właśnie jest ta historia – odparł Gig – zbliżająca się rewolucja klasy robotniczej.

Early odwrócił się i mrugnął okiem do Julesa i Rye’a.

– Zdaje się, że uczyliśmy się z innych podręczników historii.

Wtedy Gig uśmiechnął się do swojego młodszego brata, jakby chciał powiedzieć: „Czyż to nie jest wspaniałe?”. I było wspaniałe, pomyślał Rye. Wyobrażał sobie, że każdy ma w głowie pewne wyobrażenie słowa Ameryka – flagi, orły albo perukę George’a Washingtona – ale od tej chwili, pomyślał, on będzie sobie wyobrażał, jak obudził się na boisku do baseballu razem ze swoim bratem, walczył z bojówką, a potem maszerował w stronę miasta na poruszającą debatę na temat ekonomii i sprawiedliwości.

– Co o tym sądzisz, Jules?

Cofnęli się kilka kroków, a starszy człowiek spoglądał z urwiska na ujście strumienia. Potok Wisielców przepływał przez farmę w pobliżu Rockford, w której razem pracowali, i Jules powiedział Rye’owi, dlaczego pięćdziesiąt lat wcześniej tak go nazwano, w czasach, gdy w dolinie nie było niczego poza indiańskimi wioskami. Podczas wojny w Coeur d’Alene pewien pułkownik kawalerii, który nazywał się George Wright, jechał wzdłuż rzeki Spokane, niszcząc każdą wioskę i grabiąc zapasy żywności, jakie po drodze napotkał. Zdobył również osiemset koni, które były świadectwem zamożności plemienia. Przejechawszy dwanaście mil w górę rzeki, Wright kazał je zastrzelić. Początkowo wyprowadzali każde zwierzę osobno i pakowali mu kulę w łeb, ale zdawszy sobie sprawę z tego, że może to zająć całe wieki, Wright kazał żołnierzom strzelać w stado, kuce osuwały się w stosy, osiemset wyjących koni zostało zastrzelonych, a mieszkańcy Spokane patrzyli na to z okolicznych pagórków. Po tym wszystkim misjonarze zagwarantowali bezpieczeństwo każdemu wodzowi, który będzie chciał omówić warunki pokoju, ale każdego, kto wjechał na teren obozu, aresztowano. A kiedy odważny wojownik z plemienia Yakima o imieniu Qualchan przyszedł błagać o uwolnienie swojego ojca, natychmiast powieszono go razem z jego towarzyszami.

W Rockford Jules opowiedział Rye’owi historię tych dwóch miejsc, Obozu Rzezi Koni na wschodnim krańcu i Potoku Wisielców na południowo-zachodnim końcu miasta. Nazywał je Pére Blanc et Mére Blanche, i chociaż mówił to po francusku, Rye nie potrzebował tłumaczenia – w mieście zawdzięczającym swoją nazwę ludziom, których z niego wypędzono, wszystko zwane cywilizacją wzięło swój początek od tych dwojga rodziców.

– Jules? – powiedział jeszcze raz Rye, kiedy wspinali się na wzgórze. – Masz jakieś zdanie na temat tego całego ruchu związkowego?

Jules podniósł wzrok znad strumienia.

– Kiedy byłem chłopcem – zaczął – zanim to wszystko się wydarzyło, pracowałem w górze rzeki dla starego Francuza, przewoźnika Plantego, na jedynym skrzyżowaniu dróg w promieniu stu mil. Było to po tym, jak Wright najechał na naszą wioskę i moja matka wybłagała Plantego, żeby mnie najął, by miała o jedno dziecko mniej do wykarmienia. Miałem dziadka ze strony ojca, który był traperem, więc Plante zgodził się mnie przyjąć. Nauczył mnie francuskiego i angielskiego i to on nazwał mnie Julesem. Spałem w szopie za jego chatą z drewnianych bali i sprzątałem końskie łajno z pokładów promu oraz usuwałem zarośla zarastające brzeg. Pracowałem dla Plantego od szóstego do piętnastego roku życia i nigdy nie dostałem złamanego grosza, ale miałem strawę i dach nad głową.

Tuż przed nimi Gig i Early skręcili w wijącą się drogę.

– Pewnego dnia – kontynuował Jules – dwaj mężczyźni podjechali konno do przeciwległego brzegu. Przywiązałem barkę liną i pozwoliłem na nią wejść mężczyznom i koniom. Ale to byli ludzie wyjęci spod prawa i kiedy dopłynęliśmy na środek rzeki, wyrzucili mnie z pokładu, odcięli linę i ukradli barkę. Dopłynąłem do brzegu i obudziłem Plantego, i razem ścigaliśmy barkę, jadąc w dół rzeki, ale jeden z mężczyzn przepłynął nią prosto przez wodospad. Kiedy wróciliśmy do obozowiska, Plante złoił mnie za to, że straciłem prom.

W Rockford Rye słyszał, jak Jules odpowiadał w ten sposób na pytania, snując opowieści, które urywały się nagle, zanim dobiegły końca. Nie był pewien, czy był to styl opowiadania charakterystyczny dla Saliszów, Francuzów czy też dla samego Julesa, ale podejrzewał, że sens tych historii przypominał prąd, który płynie tuż pod powierzchnią wody, podczas gdy Gig i jego przyjaciele z ruchu związkowego opowiadali historie, pomijając całe ich fragmenty, żeby od razu przejść do spraw kolektywizmu albo syndykalizmu. Jules zdawał się pragnąć, żeby Rye sam doszedł do tego „izmu”.

W końcu Rye nie mógł się już dłużej powstrzymać.

– Co to znaczy, Jules?

Jules się roześmiał.

Un homme dans un bateau.

– Daj spokój – zniecierpliwił się Rye. – Przecież wiesz, że
mówię tylko po angielsku.

– Jeden człowiek na łódce – odparł Jules. – Każdy z nas płynie sam.

Wtedy dotarli na szczyt wzgórza i dogonili Giga i Rye’a i cała czwórka ruszyła w kierunku masywnej, ceglanej linii dachów zasnutego dymem miasta.
(…)

Jess Walter „Stracone miliony”
tłumaczenie: Dorota Pomadowska
wydawnictwo: Poradnia K
ilość stron: 464

Opis: Rok 1909. Bracia Dolanowie wiodą tułacze życie, imając się prac sezonowych. Szesnastoletni Rye marzy o stałym zatrudnieniu i domu, podczas gdy buntowniczy Gig walczy u boku innych związkowców o sprawiedliwe wynagrodzenie i przyzwoite traktowanie. Rye zakochuje się w młodej feministce Elizabeth Gurley Flynn. Gdy nadejdzie czas próby dla nich wszystkich, chłopak będzie zmuszony zdecydować, po której stronie stanie – brata czy kobiety swojego życia… Jess Walter w barwny, niepozbawiony humoru sposób, portretuje amerykańskie społeczeństwo początku XX wieku. Na scenie pojawiają się wyraziste postaci gliniarzy i włóczęgów, robotników i milionerów, sufrażystek i socjalistów, dam i morderców. Sensacyjna opowieść o braterstwie, miłości, poświęceniu i zdradzie, a także społeczeństwie borykającym się z przepaścią między bogatymi a biednymi, między marzeniami a nieubłaganą rzeczywistością.

fot. Factory Town

Tematy: , , ,

Kategoria: fragmenty książek