John Grisham składa hołd swojej ulubionej niezależnej księgarni

13 grudnia 2016

ksiegarnia-grishama-1
Zanim John Grisham został jednym z najpopularniejszych i najbogatszych pisarzy na świecie, nie mógł sprzedać niewielkiego nakładu swojej debiutanckiej powieści „Czas zabijania” wydanej przez małe wydawnictwo Wynwood Press. Ogromne wsparcie i pomoc zapewniło mu wówczas pięć niezależnych księgarni, a szczególnie jedna z nich ulokowana w niewielkim miasteczku w stanie Arkansas. Po latach tak wspominał rolę, jaką odegrała w jego karierze.

Kiedy moja pierwsza powieść została opublikowana w 1989 roku, wyruszyłem w drogę z bagażnikiem wypełnionym książkami, podejmując odważny, lecz nieprzemyślany wysiłek, aby zrobić nieco szumu i rozpocząć nową karierę. Po jakimś miesiącu okupionym nędzną sprzedażą dostałem bolesną nauczkę, że sprzedaż książek jest dużo trudniejsza niż ich pisanie. Chociaż biblioteki, kawiarnie i sklepy spożywcze były na ogół przyjazne, większość księgarni nie przejmowało się pierwszą powieścią nieznanego autora opublikowaną przez maleńką firmę – zbyt biedną, żeby wypuścić nawet swój katalog. Pierwszy nakład w wysokości pięciu tysięcy sztuk pozostał w większości niesprzedany i nie było mowy o jakimkolwiek dodruku, żadnych marzeń o wydaniu w miękkiej okładce czy edycjach zagranicznych. Raczkująca kariera znalazła się w rozsypce.

Jednakże kilku mądrych księgarzy dostrzegło coś, czego inni nie zdołali, i ochoczo wsparło „Czas zabijania”. Było ich pięcioro; jedną z nich była Mary Gay Shipley z That Bookstore w Blytheville w Arkansas. Zawsze podejrzewałem, że Mary Gay miała do mnie słabość, bo urodziłem się w pobliskim Jonesboro, w Arkansas. Gdy byłem dzieciakiem, odwiedziłem należący do mojego dziadka sklep muzyczny na Main Street w Blytheville, więc mieliśmy z Mary Gay jakąś wspólną płaszczyznę, jakkolwiek chwiejną.

Wkrótce porzuciłem wszelkie marzenia o tym, że zobaczę moją debiutancką powieść na listach bestsellerów. Byłem znużony handlowaniem książką z bagażnika mojego samochodu. Zamiast tego skupiłem się na ukończeniu drugiej powieści zatytułowanej „Firma”. Mary Gay przeczytała egzemplarz sygnalny i powiedziała, że sytuacja się zmieni. Zgodziłem się podpisywać książkę w jej księgarni i przybyłem na miejsce w niedzielę 17 marca 1991 roku, w Dzień Świętego Patryka. Jej mąż, Paul, wynalazł gdzieś zielone piwo, zielony popcorn i tym podobne rzeczy.

ksiegarnia-grishama-2

To był zimny, wietrzny marcowy dzień, niezbyt przyjemny, ale Mary Gay wyłożyła pieniądze i pojawił się miły tłumek. Podpisywałem książki, pozowałem do zdjęć i rozmawiałem z każdym klientem. Ogólnie mówiąc, spędziłem świetnie czas. Książka się sprzedawała, a ja byłem wniebowzięty. Ten dzień był szczególny z jeszcze innego powodu: „Firma” zadebiutowała w niedzielę na 12 miejscu listy bestsellerów „New York Timesa”. Podejrzewałem, że nadchodziły zmiany, choć nie mogłem jeszcze wiedzieć, jak wielkie.

W tylnej części księgarni znajduje się stary brzuchaty piecyk otoczony bujanymi fotelami i książkami dla dzieci. Pod koniec dnia zebraliśmy się wokół piecyka i czytałem fragmenty mojej powieści. Mówiłem o tym, jak powstawała. Odpowiadałem na pytania, nie troszcząc się za wiele o czas, a tłumek nie wykazywał dużego zainteresowania powrotem do domu.

Jak tylko „Firma” podbiła listy bestsellerów, zostałem zasypany prośbami z księgarń o zjawienie się na podpisywaniu książek, ale odmówiłem, i to nie z jakiegoś poczucia zemsty. Wolę spędzać czas na pisaniu, a poza tym trasy promocyjne nie są aż tak przyjemne. Jednakże zawsze bez wahania byłem lojalny wobec tych pierwszych pięciu księgarń, a zwłaszcza wobec That Bookstore w Blytheville.

ksiegarnia-grishama-3

Wróciłem tam następnego roku z „Raportem Pelikana”, a potem z „Klientem”. Gdy w 1994 roku została opublikowana „Komora”, podpisywanie trwało 10 godzin albo i więcej, a wszyscy pracowali o wiele za ciężko. Zmieniliśmy więc zasady i tłum się skurczył, ale podpisywanie wciąż przypominało maratony. W końcu zrezygnowaliśmy z tego zupełnie, a ja w ciągu ostatnich kilku lat zakradałem się do Mary Gay tylnymi drzwiami i podpisywałem dwa tysiące egzemplarzy każdej nowej książki. To dalej zajmuje kilka godzin, a my czerpiemy z tego przyjemność w spokojniejszej atmosferze. Słucham lokalnych plotek, parę razy wykorzystałem je, tworząc postaci w książkach. Wpadają tam starzy przyjaciele, a przy kilku okazjach zjadłem obiad z moją mamą i jej trzema siostrami.

Blytheville to stare, podupadające miasteczko będące ośrodkiem przemysłu bawełniarskiego, a wiele sklepów na Main Street zieje pustką. Mary Gay zachowała swoją księgarnię dzięki ciężkiej pracy i sile charakteru. Gdy niezależne księgarnie giną w zastraszającym tempie, zastanawiam się, jak długo Mary jeszcze wytrzyma albo czy ktoś zajmie jej miejsce. Ona i jej podobni odegrali ogromną rolę w początkach kariery mojej i wielu innych młodych autorów. Bez ich zachęty i wsparcia, debiutanckie powieści będą miały o wiele trudniej.

Minęło ponad 20 lat od tej zimnej marcowej niedzieli, gdy popijałem zielone piwo przy piecyku, świętując wszystko, co irlandzkie, i wznosząc tost za najnowszego autora bestsellerów w kraju, ale nadal pozostaje to jednym z moich najpiękniejszych pisarskich wspomnień.

Księgarnia That Bookstore w Blytheville istnieje do dzisiaj. Choć w 2012 roku Mary Gay Shipley przeszła na emeryturę, znalazł się chętny do kontynuowania jej działalności, a Grisham wciąż wspiera sklep, dzięki czemu jest to jedno z nielicznych miejsc, w których czytelnicy z USA mogą nabyć jego książki z autografem.

ksiegarnia-grishama-4

Powyższe wspomnienia pisarza zostały opublikowane w książce „My Bookstore: Writers Celebrate Their Favorite Places to Browse, Read, and Shop” pod redakcją Ronalda Rice’a.

Opracowanie i tłumaczenie: Artur Maszota

Tematy: , , , , ,

Kategoria: ciekawostki