Biurka polskich pisarzy: Robert Ziębiński

8 lipca 2019


Rocznik 1978. Dziennikarz, pisarz. Pracował w „Tygodniku Powszechnym”, „Przekroju”, „Wprost”, „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Prowadził portal dzikabanda.pl. Od 2017 roku był redaktorem naczelnym polskiej edycji „Playboya”. Teraz postanowił skupić się jedynie na pisaniu książek. Do tej pory opublikował m.in. pijacką gawędę „Wspaniałe życie” (W.A.B.), książkę „Londyn. Przewodnik POPkulturowy” (W.A.B.), autotekstualny kryminał „Dżentelmen” (EMG). Jest autorem pierwszej polskiej monografii poświęconej twórczości Stephena Kinga „Sprzedawca strachu” (Replika). W maju 2019 roku ukazała się jego druga książka o amerykańskim pisarzu zatytułowana „Stephen King. Instrukcja obsługi” (Albatros) ? to najobszerniejsza tego typu publikacja stworzona przez europejskiego autora. W czerwcu wydał pierwszy tom cyklu kryminalnego „Furia” (Świat Książki). W tym roku ukaże się jeszcze antologia opowiadań z pogranicza horroru i kryminału oraz pierwszy tom młodzieżowego cyklu „Czarny staw”. Wielbiciel czarnego kryminału, filmów o zombie i slasherów. Zapraszamy do gabinetu Roberta Ziębińskiego.

Miejsce pracy: Zabawne, że dopiero teraz, gdy usiadłem do wypełniania tej ankiety, uświadomiłem sobie, że biurko, na którym leży komputer i kilka rzeczy (tylko kilka, bo właśnie posprzątałem), towarzyszy mi od jakiś trzynastu lat. Napisałem przy nim większość tekstów do „Newsweeka”, redagowałem teksty, wywiady i oczywiście pisałem książki. W sumie wszystkie, jakie wydałem, napisałem, siedząc przy nim. Po dwudziestu latach także w końcu ogarnąłem swój gabinet, który nazywam „norą”. Siedzę w nim w otoczeniu kilku tysięcy zebranych przez lata filmów, kilkuset płyt i książek. Taka mała własna wyspa z wiszącym dodatkowo na ścianie telewizorem (na zdjęciu poniżej przejściowo stoi na podłodze ? przyp. red.). Bo oglądanie jest dla mnie równie ważne jak czytanie. I często pomaga zrestartować mózg, gdy się zawiesza. Podczas urządzania „nory” dokonałem gruntownego przeglądu tego, czym się otaczałem przez lata, dzięki czemu kilkaset filmów, książek i płyt zmieniło właściciela. W końcu do mnie dotarło, że nie muszę mieć wszystkiego, a wiele rzeczy, które miałem, były obok przez przypadek albo przez to, że przysłało mi je jakieś wydawnictwo. Więc bez żalu oddałem. W kwestii tego, co trzymam na biurku, to po latach udało mi się w końcu przyzwyczaić do tego, by otaczać się tym, co jest mi niezbędne do pracy, więc to, co na nim się znajduje, jest w zasadzie odpowiedzią na pytanie – nad czym pracuję.

Tryb pracy: Staram się nie przekraczać czterech godzin pisania dziennie. Przez ten czas jestem w stanie wyrzucić z siebie około 20 tysięcy znaków. Kiedyś wydawało mi się, że pisać mogę tylko rano i budziłem się o 5, żeby działać. Po latach zrozumiałem, że była to jakaś moja fantazja, a pisać mogę w zasadzie o każdej porze. Byle tylko, jak pisałem na początku, nie przekraczać czterech, no pięciu godzin. Potem powoli mózg zamienia mi się w kisiel, a zdania robią się strasznie koślawe. Przy pisaniu od pewnego czasu mam dwa, nazwijmy to – plany działania. Jeden to szczegółowa drabinka książki, w której mam rozpisane postaci i zwroty akcji, drugi jest tzw. planem tymczasowym. Gdy zaczynam pisać, w pliku notuję trzy/cztery punkty zwrotne, które chcę opisać w tym posiedzeniu. Gdy następnego dnia siadam do pracy, sprawdzam, co zrobiłem, i jeśli jakiegoś punktu nie udało mi się zrealizować ? od niego zaczynam pracę.

Aktualny projekt: Kilka dni temu ukazała się „Furia”, czyli mój pierwszy samodzielny kryminał pomieszany z powieścią sensacyjną, John Wick w spódnicy, jak sam zwykłem o tej książce i serii mówić. „Furia” jest początkiem serii o przygodach pewnej pani, która podaje się za nauczycielkę, ale tak naprawdę jest wytrenowaną maszyną do zabijania, która wpada po uszy w kłopoty. Poza tym w maju ukazał się „Stephen King. Instrukcja obsługi”, czyli gruby almanach wiedzy o Stephenie Kingu. Teraz zaś mam trzy projekty, które muszę skończyć na w zasadzie wczoraj. Pierwszym z nich jest „Czarny staw” ? powieść młodzieżowa, którą miałem oddawać trzy miesiące temu, ale niestety w ferworze walki nad magazynem i ogarniania „Kinga” i „Furii” ? co tu się oszukiwać ? zawaliłem. Zostało mi jakieś czterdzieści tysięcy znaków. „Czarny staw” chodził za mną od chyba dziesięciu lat. To opowieść o młodym chłopaku, który trafia z mamą do miasteczka Czarny staw, które jak się okazuje, jest nie tyle przeklęte, co miejscem, które przyciąga różne potwory. Trochę w tym „Stranger Things”, trochę „Gęsiej skórki” R.L. Stine?a, ale całość oparta jest na polskich legendach, a siły, z którymi mierzy się bohater i jego przyjaciele, są mocno osadzone w naszej mitologii. Do września muszę oddać biografię pewnego znanego i niezwykle popularnego Polaka. Trudny projekt, bo ma formę powieści biograficznej, ale bohater wdzięczny i daleki od banału. Trzecim projektem jest antologia opowiadań, która ukaże się za dwa miesiące. Jakby tego było mało, nad głową wisi mi druga część „Furii” i kolejna „Instrukcja obsługi” – tym razem nie Stephena Kinga, ale kogoś równie popularnego. A zatem wracając do początku – na moim biurku leżą teraz rzeczy związane z pracą, czyli kilka powieści sensacyjnych, w których podpatruję rozwiązania fabularne (zawsze wyznawałem zasadę, że jeśli ktoś już coś przed tobą zrobił podobnego, przyjrzyj się, jak rozwiązał kilka rzeczy, a nie myśl jak być oryginalnym na siłę, bo to zawsze się źle kończy), antologie opowiadań i książki R.L. Stine?a. Do temu muzyka. Bo muzyka musi grać w książkach i życiu. Teraz to „A Love Supreme” i „Ballads” Coltrane?a. „Blues and Roots” Charlesa Mingusa.

fot. Robert Ziębiński dla Booklips.pl

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: biurka polskich pisarzy