Biurka polskich pisarzy: Paweł Goźliński

27 września 2019


Paweł Goźliński opowiada, że pisarzem został właściwie przypadkiem. Ale kiedyś w wakacje przyszedł mu do głowy pomysł na kryminał. Nie zamierzał go pisać, ot, idejka krążąca z nudów między neuronami. Ale po powrocie spotkał znajomego, który pracował w nowo powstałym wydawnictwie, i „sprzedał” mu ową idejkę. Znajomemu pomysł się spodobał, jego kolegom z wydawnictwa też, bo zaraz przysłali umowę, a na konto wpłynęła zaliczka. Nie miał już wyjścia, trzeba było pisać.

„Jul”, jego debiutancka powieść, mroczny kryminał rozgrywający się w dziewiętnastowiecznym Paryżu w środowisku polskich emigrantów, została opublikowana w 2010 roku (w 2013 po francusku) i narobiła sporo szumu. Ale to nie była pierwsza książka Goźlińskiego. Najpierw ukazał się „Bóg Aktor”, eseistyczne tomiszcze o romantycznym teatrze i Juliuszu Słowackim, owoc pracy z profesor Marią Janion. Paweł Goźliński bowiem, oprócz tego, że jest redaktorem naczelnym Wydawnictwa Agora, a do niedawna również „Książek. Magazynu do czytania”, oraz współzałożycielem (z Mariuszem Szczygłem i Wojciechem Tochmanem) Instytutu Reportażu, to również doktor od romantyzmu.

Po „Julu”, w przerwach między redagowaniem cudzych książek i uczeniem w Polskiej Szkole Reportażu, napisał jeszcze „Dziady” (2015). 2 października ukazuje się jego – jak sam mówi – najważniejsza książka, „Akan”, biograficzna powieść o Bronisławie Piłsudskim.

Miejsce pracy: Wiem jedno: biurko musi być. Duże, jak największe, żeby pomieściło cały chaos, który jest doskonałym odbiciem bałaganu w mojej głowie. Książki w stosach, notesy z notatkami, dziwaczne schematy, których sens szybko rozpływa się w mojej pamięci, przeszkadzajki: czaszki z wosku i z gumy, kubki z tępymi ołówkami i wymazanymi mazakami, przedwczorajsze gazety.

No więc na początku jest biurko i chaos. Potem zaczyna się porządkowanie. To długi proces, po drodze trzeba pokonać prokrastynację, przemożną potrzebę permanentnego reserachu, przekonanie, że jeszcze nic nie wiem, że opowieść, która od lat siedzi w mojej głowie, nie jest jeszcze gotowa na ucieleśnienie. Ale w końcu książki wracają na półki, schematy przyklejają się do ścian, notesy chowają w szufladach. Zostaje kilka książek z zakładkami, komputer, kubek z kawą. I cisza. Cisza jest niezbędna do pisania jak porządek na blacie. Dlatego najwięcej czasu spędzam przy biurku nocą, walcząc z literkami, które wciąż nie chcą się składać w idealne zdania, i z sennością.

„Akana”, biograficzną powieść o Bronisławie Piłsudskim, pisałem przy wielu biurkach. Na każdym najpierw stoczona została bitwa między porządkiem i chaosem. Nie miało znaczenia, czy było to „biurko domowe”, stolik na kawę w Intercity czy kuchenny blat w postkołchozowym bloczydle na Sachlinie, kilkanaście kilometrów od wioski Kiorwskoje (dawniej: Rykowskoje), w której Piłsudski spędził większość zesłania i poznał pierwszych tubylców, którym poświęcił życie. Ale moje ulubione biurko znajduje się w Montricher w Szwajcarii. Tam swoją siedzibę ma Fundacja Jana Michalskiego, gdzie spędziłem miesiąc w „domku na drzewie”. Drzewo było wprawdzie betonowym słupem, ale domek rzeczywiście na nim wisiał, wchodziłem do niego po schodach zawieszonych w powietrzu, potem jeszcze wyżej, do gabinetu z oknem cztery na pięć metrów z widokiem na jezioro Lozańskie i masyw Mt Blanc. Tak, to był raj. Nie wiem, jakim cudem w ogóle mogłem pisać, mając możliwość cały dzień po prostu gapić się przez okno.

Tryb pracy: Moje pisanie polega przede wszystkim na wyrywaniu paru godzin na postukanie w klawiaturę. Na co dzień pracuję nad książkami innych autorów, a nie nad własną, to one pochłaniają większość mojego czasu. Taki los redaktora. Jak udaje mi się pomieścić na raz w głowie kilkanaście rozgrzebanych książek z różnych gatunków, dziedzin, różnych stylistyk i jeszcze pisać swoją? Nie mam pojęcia. Ale żeby usiąść nad swoją pisaniną, konieczne są pewne oczyszczające rytuały. Najlepszym jest bieganie. Mam ulubioną trasę w Łazienkach, potem prysznic i można siadać do pisania.

Bieg może czasami zastąpić spacer ze słuchawkami na uszach. Albo sen.

Proces twórczy? Najpierw długotrwała – nigdy nie żałuję na nią czasu, może trwać miesiącami – praca nad konstrukcją. Równolegle research. Potem już nieustanne przepisywanie, testowanie słów, zdań, ciągłe prześwietlanie bohaterów (nie wiem, jakim cudem udaje im się przetrwać setki dawek promieniowania). No i podróże: pisząc „Akana”, wędrowałem śladem mojego bohatera. Wilno, Zułów, Paryż, Londyn. Jeszcze Sachalin, po drogach, które budowały ofiary wyspy-więzienia. Tak, stanowczo wolę podróżować niż pisać. Pisanie boli.

Aktualny projekt: „Akan” skończony, wydrukowany, 2 października w księgarniach. To najważniejsza dla mnie książka. Dramatyczny żywot jej bohatera, Bronisława Piłsudskiego, katorżnika, który stał się badaczem rdzennych ludów żyjących na Sachalinie, zawsze wydawał mi się świetnym materiałem na powieść. A że Broniś – jak go nazywano w dzieciństwie – był również starszym bratem Józefa, ojca polskiej niepodległości, tym bardziej wydawał się wart opisania. Ale z czasem przekonanie, że to dobry „materiał” na powieść, zmieniło się w coś w rodzaju obsesji. Tak, Broniś, zwany przez tubylców Akanem, starszym bratem, opętał mnie. A im więcej o nim wiedziałem, tym intensywniejsze było pragnienie, żeby dzielić się tą wiedzą, sprawić, żeby jego przedziwny los został wyrwany akademikom zajmującym się jego dorobkiem. Żeby wdarł się Broniś głębiej do zbiorowej świadomości. Dlatego napisałem powieść przygodową. I taką, w której bohater nie jest – mam nadzieję – płaską ikonką, ale człowiekiem, w dobrym i złym. Do zezłoszczenia się na niego, do zrozumienia i do pokochania.

A co teraz? Radzenie sobie z pustką po Bronisiu. A potem odrabianie zaległości. Autorzy i ich wspaniałe książki czekają na oko redaktora.

fot. Paweł Goźliński dla Booklips.pl

Tematy: , , , , , ,

Kategoria: biurka polskich pisarzy