Biurka polskich pisarzy: Maciej Siembieda

11 marca 2019


Jest cenionym i nagradzanym reportażystą z blisko trzydziestoletnim doświadczeniem, a od niedawna również powieściopisarzem. W swej twórczości prozatorskiej, podobnie jak w pracy dziennikarskiej, specjalizuje się w rozwiązywaniu zagadek przeszłości. Powieściowy debiut z 2017 roku nosił tytuł „444”, a jego głównym bohaterem był prokurator IPN Jakub Kania, który badał tajemnicę najczęściej kradzionego polskiego obrazu – płótna Jana Matejki „Chrzest Warneńczyka”. Zapowiadana na 3 kwietnia powieść „Gambit” odnosi się do innej niesamowitej sprawy z przeszłości, w której łączą się losy polskiego mistrza szachowego, zdrajcy w szeregach AK i dziewczyny o niezwykłej urodzie, która po wojnie stanie się agentką MI6, a potem amerykańskiego kontrwywiadu. Swoje miejsce pracy pokazuje Maciej Siembieda.

Miejsce pracy: Mam w domu kompletną scenografię literackiego thrillera: regały pełne ksiąg, przedwojenną maszynę do pisania, pożółkłe rękopisy, wiekowe wieczne pióra i stary stół pamiętający Napoleona. A jednak pracuję wyłącznie przy… kuchennym blacie. Tu czuję się najlepiej i już. Na północ od mojego „biurka”, spokrewnionego z obudową zlewozmywaka i zmywarki, jest wielkie okno, za którym rozciąga się świadomość, że kilkaset metrów dalej znajduje się Zatoka Gdańska. Mieszkam w takim fyrtlu Sopotu, który tutejsi eksperci handlu nieruchomościami polecają tak: „Fantastyczne miejsce do zamieszkania. Jak się uprzeć – morze widać”. Nie upieram się.

Na południe od mojego biurka, w zasięgu ręki, znajduje się coś jeszcze bardziej atrakcyjnego. Lodówka.

Tryb pracy: Na biurku są: komputer (średnio ważny), filiżanka z herbatą (ważna), notes (bardzo ważny), brudnopis (najważniejszy). Piszę zawsze na brudno. Piórem. Na odwrotnych stronach pism o podwyżce opłat za wywóz śmieci albo zusowskich pogróżek, że na emeryturze umrę z głodu. Pisanie na brudno ma magię. Można skreślać, poprawiać, troskliwie dobierać słowa i osiągać maksimum samozadowolenia, które nazajutrz mija. Poza tym na kartce papieru widzę i czuję tekst, na ekranie nie. Komputer jest tylko do przepisywania na czysto. Jak przepiszę – czytam na głos. Samemu sobie. Nie, nie z powodu samouwielbienia. Odwrotnie. Z pokory. Głośne czytanie każe postawić kropkę, gdy zdanie jest zbyt długie i brakuje tchu. Bezlitośnie wyłapuje zgrzyty, których nie wyłapuje oko. I pozwala uchwycić melodię tekstu. Bardzo ważne zjawisko. Kto wie, może nawet najważniejsze.

Piszę wyłącznie dla przyjemności. Dlatego czasami pół kartki, innym razem dziesięć stron albo przez wiele dni ani słowa. Uchodzę za uporządkowanego, ale pisania nie umiem ani planować, ani sobie narzucić. Przyjemność zdyscyplinowana przestaje być przyjemnością.

Aktualny projekt: Parę dni temu skończyłem „Gambit” – trzecią powieść. Podobnie jak dwie poprzednie oparta jest na prawdziwych wydarzeniach, bo trudno po blisko trzydziestu latach reporterki rzucić się w ramiona fikcji. Chcę powiedzieć o tej książce tylko tyle, że opowiada najciekawszą historię, na jaką trafiłem przez całe dziennikarskie życie. Premiera 3 kwietnia br. Prapremiera – 31 marca o 13.00 podczas Gdańskich Targów Książki. Ucieszę się z każdych odwiedzin.

fot. Maciej Siembieda dla Booklips.pl

Tematy: , , , , ,

Kategoria: biurka polskich pisarzy