„Małgosia i Jaś” – filmowy horror na motywach mrocznej baśni braci Grimm

28 stycznia 2020


W piątek 31 stycznia do polskich kin wejdzie horror „Małgosia i Jaś”. Twórcy filmu wywracają znaną baśń braci Grimm do góry nogami, jednocześnie pozostając wiernym duchowi oryginalnej, mrocznej wersji historii.

Opowieść o Jasiu i Małgosi oraz ich feralnej wyprawie w głąb tajemniczego lasu należy do tych historii, które przez stulecia nic nie tracą ze swej oryginalnej mocy, zapisując się złotymi zgłoskami w umysłach dziesiątek pokoleń ludzi. Upiorna alegoryczna baśń o siłach wykraczających poza ludzkie pojęcie oraz ludziach, którym udaje się mimo wszystko je ujarzmić, rozpala wyobraźnię czytelników po dziś dzień.

Bracia Grimm opublikowali tę historię po raz pierwszy w 1812 roku, a w kolejnych dekadach opowieść o bracie i siostrze, którzy gubią się w tajemniczym lesie, po czym znajdują pozorne ocalenie w domku z piernika, zyskiwała coraz większą renomę. Sama historia jest natomiast znacznie, znacznie starsza, a bracia Grimm stworzyli ją z fragmentów różnych opowieści. Elementy ich ponadczasowego dzieła można odnaleźć w XIV-wiecznych manuskryptach opisujących cudowny, nieistniejący ląd pełen pokus i tajemnic. Z kolei historie o dzieciach pozostawionych własnemu losowi pojawiają się między innymi w „Paluszku” – baśni autorstwa Charlesa Perraulta opublikowanej w 1697 roku, a także w „Finette Cendron” Madame d’Aulnoy, którą po raz pierwszy miano okazję czytać w 1721 roku. „Podejrzewa się, że akcja oryginalnej wersji przygody Jasia i Małgosi rozgrywała się w XIV wieku, gdy Europę gnębiła plaga wielkiego głodu. Matka i ojciec porzucają dzieci w lesie, żeby same sobie radziły. Robią to nie z okrucieństwa, lecz z chęci przeżycia. Słyszałem również wersję osadzoną w trakcie wojny stuletniej – w tej z kolei małżeństwo piekarzy zabijało starą kobietę, żeby jej ukraść przepis na pierniki” – mówi scenograf Jeremy Reed.

Na pomysł opowiedzenia jeszcze raz historii rodzeństwa wpadł scenarzysta Rob Hayes. Od samego początku chciał złożyć hołd klasycznej baśni, wpisując w jej ramy wiele niespodziewanych zwrotów akcji. Zaznaczył to już w tytule, odwracając imiona głównych bohaterów – najpierw jest Małgosia, a dopiero później Jaś. Chodziło o to, aby przenieść punkt ciężkości na dziewczynkę, co sprawiło, że film jest głównie opowieścią o dorastaniu do dojrzałości oraz dorastaniu do samoświadomości. To historia o młodej kobiecie, która uświadamia sobie drzemiące w niej możliwości.

Gdy reżyser Oz Perkins usłyszał po raz pierwszy o tym nietypowym projekcie, zainteresowało go właśnie popłynięcie pod prąd oczekiwaniom. „Większość twórców ostatnich ekranizacji klasycznych baśni zdaje się przepraszać za to, że materiały, które adaptują, są takie a nie inne. Rob podszedł do tego zupełnie inaczej. Z pasją i przytupem. A także ze świadomością, że baśnie nie powstawały kiedyś po to, żeby ludzie poklepywali się po ich zakończeniu po ramionach – one miały przerażać!” – tłumaczy reżyser „Małgosi i Jasia”. Perkins uznał, że groza to idealna podstawia dla filmu, który chciał stworzyć.

W rolę Małgosi wcieliła się Sophia Lillis, młoda aktorka, która zagrała w filmach „To” oraz „To: Rozdział 2”, czyli kasowych ekranizacjach jednej z najsłynniejszych powieści Stephena Kinga. Zdaniem twórców idealnie nadawała się do roli dziewczynki na skraju kobiecości, która musi unieść na swych barkach cały film. Małgosia ma 15 lub 16 lat i żyje z matką oraz 8-letnim bratem w małej wiosce. Łączy ją z Jasiem bardzo mocna więź. Kocha go i czuje się za niego odpowiedzialna. Lubi być starszą siostrą, zajmować się naiwnym bratem, wyjaśniać mu prawdę o brutalnym świecie, w którym przyszło im żyć, pełnym cierpienia, ubóstwa i drastycznej śmierci. Jest bezinteresowną osobą, ale ma w sobie ciekawość świata, a także tego, co w niej tkwi. Małgosia pragnie czegoś więcej, niezależności, ale gdy matka wysyła ją z Jasiem do lasu, dziewczynka nie jest w stanie pogodzić się z tym, co się stało. Błąkają się po lesie, nie mają dokąd iść, nie mają gdzie wrócić, robi się coraz ciemniej i straszniej. „Dzisiaj wydaje się to nam częścią baśni, ale w czasach wielkiego głodu takie rzeczy były na porządku dziennym. Mnóstwo dzieci zakończyło tak swoje żywota” – komentuje producentka wykonawcza Sandra Yee Ling.

Gdy bohaterowie napotykają starszą kobietę, która mieszka w mrocznej kniei i zdaje się nie mieć problemu z pożywieniem, wydaje im się, że znaleźli ratunek. Holda, bo tak staruszka ma na imię, staje się dla Małgosi matką, którą ta zawsze chciała mieć. Jej prawdziwa matka miała bowiem problemy psychiczne i wolała zabić własne dzieci, niż patrzeć, jak wykańczają się z głodu. Tyle że Holda nie jest tym, za kogo się podaje, zwłaszcza gdy wyczuwa w Małgosi energię, którą bardzo dobrze zna – sama ją bowiem posiada. Rozpoznaje w dziewczynce wyjątkowość, którą można wykorzystać. Przekraczając próg jej domu, Małgosia i Jaś trafiają do miejsca gorszego niż piekło…

Klasyczne baśnie, szczególnie te napisane przez braci Grimm, pełne są analogii i metafor, które wciąż są uniwersalne w swym wydźwięku. Podobnie podeszli do fabuły filmu twórcy „Małgosi i Jasia”. „Adaptując w XXI wieku tak popularną i tak często przerabianą historię, należy znaleźć w niej odrobinę świeżości, coś, co sprawi, że stanie się ona aktualna dla nowego pokolenia widzów. A jednocześnie nie wolno w żaden sposób spłaszczyć oryginału” – wyjaśnia Oz Perkins. „Dlatego w naszym filmie czuć ducha braci Grimm, ale całość jest zupełnie inna” – dodaje reżyser. Filmowa wersja jest mroczniejsza i bardziej zaskakująca od pierwotnych interpretacji tej baśni, i z pewnością wystraszy wielu młodych widzów, ale zarazem opowiada historię, z którą łatwo można się utożsamić.

Zdjęcia do „Małgosi i Jasia” kręcono przez pięć tygodni w Irlandii, która była najlepszą opcją z produkcyjnego punktu widzenia. „Potrzebowaliśmy plenerów, które byłyby jednocześnie piękne i w jakiś sposób surowe, okrutne, odzwierciedlając opowiadaną na ekranie słodko-gorzką baśń” – mówi producentka wykonawcza Sandra Yee Ling. „Szukaliśmy również lasu, który byłby wizualnie chłodny, prawie że zimowy, a Irlandia nie ma sobie równych w tego typu lokacjach”. Producent Brian Kavanaugh-Jones podkreśla, że w Irlandii ekipa znalazła „las, który wyglądał tak, jakby pochodził z epoki, o której opowiadamy, a jednocześnie miał w sobie pewną uniwersalność. Baśń taka właśnie powinna być – osadzona w konkretnym miejscu i czasie, ale zarazem istniejąca poza miejscem i czasem”.

Jednym z wyznaczników wszystkich kręconych scen była szeroko pojmowana groza. W pewnym momencie Małgosia i Jaś znajdują schronienie przed deszczem w małym domku. Gdy wchodzą do środka, dorosły mężczyzna próbuje ich żywcem pożreć. Scena symbolizuje to, co czeka bohaterów, gdy będą przebywać w lesie zbyt długo bez wody, pożywienia oraz innych ludzi. Nakręcono ją w Hellfire Club, położonym niedaleko Dublina dawnym domku myśliwskim, w którym podobno w XVIII wieku zbierali się czciciele diabła.

Twórcy „Małgosi i Jasia” pragnęli nade wszystko stworzyć mroczną baśń, która zachodziła by widzom pod skórę, pozostając w umysłach na całe dni lub nawet tygodnie. Za szalenie plastyczny i przepiękny z wizualnego punktu widzenia efekt odpowiada autor zdjęć Galo Olivares, którego świat poznał za sprawą jego współpracy z Alfonso Cuaronem przy nagrodzonej Oscarami „Romie”. Producentka wykonawcza Sanra Yee Ling uważa, że zdjęcia Olivaresa „wykraczają poza filmowe gatunki” i kreują „interesujący świat pełen ledwo zauważalnych detali, które oddziałują na podświadomość widza”. „Mrok, oświetlany płomieniami świec i rzucający złowieszcze, ale zupełnie naturalne cienie. Jestem przekonany, że właśnie tak wyobrażali sobie tę historię bracia Grimm, gdy ujmowali wszystko co wizualne słowami” – mówi Kev Cahill, nadzorujący efekty wizualne.

Oz Perkins od samego początku chciał uniknąć wyglądu kojarzącego się z „Władcą Pierścieni”, dlatego zrezygnował z baśniowych chatek. „Stwierdziliśmy, że zamiast bawić się w domek z piernika czy coś związanego ze słodyczami, fajnie byłoby dać Holdzie stricte współczesny dom, trochę na wzór dziwacznej przeróbki miejsca, w którym mieszkał Philip Johnson”, wyjaśnia reżyser „Małgosi i Jasia”, odnosząc się do legendarnego XX-wiecznego architekta modernistycznego. Scenograf podchwycił ochoczo wyzwanie rzucone przez Perkinsa. „Źródeł domu Holdy należy szukać nie w XIV-wiecznej Bawarii, lecz w wieku XX” – wyjaśnia Reed. „W architekturze postmodernistycznej i kontynuującym niektóre jej założenia dekonstruktywizmie. Sporo ostrych kątów, nietypowe kompozycje, inspiracje dokonaniami Petera Eisenmana – to wszystko świetnie sprawdziło się w kontekście Holdy”, dodaje scenograf, który w projektowaniu swoistej „kanciastości” tego budynku inspirował się również tradycjami nordyckimi. I nie tylko. „Podpatrywałem też wrota obozów koncentracyjnych z czasów II wojny światowej i w ogóle różne architektoniczne przejawy bram prowadzących do świata zła”.

Dom Holdy miał być jednocześnie namacalny i złowieszczo efemeryczny. Ta jego właściwość przejawia się także w wypełniających jego wnętrze rekwizytach: mnóstwo tam figurek, luster, map, drewnianych elementów, dzbanków czy przeróżnych kociołków. „W środku ten dom nie przypomina niczego, co można by o nim pomyśleć, patrząc z zewnątrz. Nie wspominając nawet o tym, że trudno w ogóle wyobrazić sobie coś takiego stojącego w samym środku lasu” – mówi producentka wykonawcza Sandra Yee Ling. „Nie jest zrobiony z piernika czy słodyczy, ale nęci na swój sposób. Na ganku znajduje się zjeżdżalnia dla dzieci, a z wnętrza dochodzą różne aromaty – ciastek, mięsiwa, pieczeni. Dzieciaki chcą do niego wejść również dlatego, że nawet drzwi są idealnie dopasowane do ich rozmiaru. Nie zastanawiają się, dlaczego tak się dzieje, są po prostu ciekawe i głodne. Wydaje im się, że znalazły ratunek”.

Choć „Małgosia i Jaś” to film, który warto zobaczyć w kinie, nie wygląda zupełnie jak film kinowy. Perkins i autor zdjęć Galo Olivares nakręcili go tak, by przywoływał na myśl baśnie oglądane na dawnych telewizorach, z „kwadratowym” obrazem. Reżyser chciał stworzyć wrażenie „jak gdyby seans filmu przypominał przewracanie stron w księdze baśni”. Producent Brian Kavanaugh-Jones wyjaśnia, że w ten sposób „film stał się jeszcze bardziej upiorny, groźny, baśniowy i zarazem wizualnie wyjątkowy”.

„Małgosia i Jaś” podejmuje wątki podstawowych ludzkich lęków, które odczuwaliśmy setki lat temu, odczuwamy dzisiaj, i będziemy odczuwali również za wiele dekad. Zmienia się jedynie ich forma. „W filmie opowiadamy o lęku przed utratą niewinności, lęku odkrywania zewnętrznego świata zanim jeszcze jest się na to gotowym, o lęku odrzucenia ze strony ludzi, dla których powinniśmy być najważniejsi. To wszystko siedzi w naszych głowach, czy tego chcemy, czy nie, a przecież wiele osób próbuje się oszukiwać, że mają wszystko pod kontrolą” – komentuje reżyser „Małgosi i Jasia”. „Wkraczamy w naszym filmie również na bardzo bolesne obszary, eksplorując smutną prawdę, że dorośli często oszukują i wykorzystują dzieci. Są też tacy, którzy żerują na ich niewinności”. Są to morały, które rodzice próbowali przekazywać swym pociechom od niepamiętnych czasów, by je chronić przed złem tego świata i stopniowo uświadamiać, że ochronić się przez tym złem całkowicie nie da.

Poniżej możecie zobaczyć zwiastun filmu „Małgosia i Jaś”:

Plakat promujący film „Małgosia i Jaś”:

[am]
fot. Patrick Redmond
źródło: mat. prasowe Monolith

Tematy: , , , , ,

Kategoria: film