„Historia mojej żony” na podstawie książki Milána Füsta – filmowa opowieść o zazdrości, samotności i poszukiwaniu sensu życia już w kinach

18 marca 2022

Po „Duszy i ciele”, osobliwej opowieści miłosnej o dwójce pracowników rzeźni, która zdobyła Złotego Niedźwiedzia i nominację do Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego, węgierska reżyserka Ildikó Enyedi nakręciła nową produkcję. „Historia mojej żony” z Leą Seydoux, Gijsem Naberem i Louisem Garrelem to ekranizacja powieści pod tym samym tytułem autorstwa Milána Füsta. Premiera w kinach w piątek 18 marca.

Głównym bohaterem „Historii mojej żony” jest Jakob Störr (w tej roli Gijs Naber), holenderski kapitan, który wsławił się odwagą na morzu. Podczas spotkania ze znajomym w paryskiej kawiarni stwierdza, częściowo za radą swojego kucharza, że musi się ożenić. Dla żartu dodaje, że jego małżonką będzie pierwsza dziewczyna, która wejdzie do lokalu. Na szczęście dla niego tą kobietą nie jest pewna starsza dama, która zawraca w progu i odchodzi, lecz Lizzy. Śmiała propozycja ożenku wypowiedziana przez brodatego kapitana rozbawia dziewczynę, a jednocześnie zaciekawia. Konwersacja z Jakobem pozwala jej też odrzucić zaloty jednego z młodzieńców.

Lizzy przyjmuje te nieoczywiste oświadczyny, a my śledzimy na ekranie różne etapy jej związku z Jakobem. Jak można się domyślać, szczęście młodej pary nie trwa długo. Jakob nie czuje się dobrze na salonach w dużym towarzystwie, a obowiązki zawodowe wzywają go na morze. To nie wpływa dobrze na jego żonę, która jest wolnym duchem. Na dodatek wokół niej kręci się przystojny przyjaciel. Kapitan zadręcza się tym, że Lizzy może mieć romans z mężczyzną. Nie wiemy jednak, czy podejrzenia są zasadne, czy raczej jest to wynik zazdrości Jakoba. Wszystkie wydarzenia śledzimy bowiem z jego punktu widzenia.

Lizzy stanie się dla Jakoba kimś wiecznie nieuchwytnym. Przez cały czas trwania ich relacji nie zrozumie tej tajemniczej kobiety. I bezskutecznie będzie próbował ją kontrolować.

„Historia mojej żony” to ekranizacja powieści Milána Füsta. Autor książki był węgierskim poetą, prozaikiem i dramatopisarzem, twórcą węgierskiej odmiany wiersza wolnego. Na jego utwory znaczący wpływ miała antyczna kultura grecka i Biblia. Inspirowali go Szekspir i Tołstoj, co odczuwa się także w powieści „Historia mojej żony”. Pisarz często przelewał na swoich bohaterów własne emocje i stan ducha. Potrafił pięknie pisać o bólu i samotności. „Historia mojej żony” jest dobrze znana na Węgrzech, ale też przetłumaczono ją na 19 innych języków, w tym polski. Nie odniosła jednak na świecie dużego sukcesu, między innymi dlatego, że nie jest łatwym w lekturze czytadłem.

„Została źle zrozumiana. W mojej ocenie jest doceniana nie za to, co trzeba. Napisano ją pięknym językiem, więc wszyscy ją za to chwalą. Albo po prostu skupiają się na fabule tej historii – bardzo barwnej, bogatej, wspaniałej i wijącej się, w stylu 'Księgi tysiąca i jednej nocy’, która jest także namiętną opowieścią miłosną. Ale autor – nawiasem mówiąc, żydowski pisarz – stworzył tę książkę podczas II wojny światowej w Budapeszcie, kiedy jego własne życie było zagrożone. Istotą dla niego – faceta, który siedział w Budapeszcie, pracując nad powieścią, podczas gdy na zewnątrz spadały bomby – nie jest historia miłosna. Chodzi o poszukiwanie tego, jak wieść nasze życie, nasze małe, kruche życie. Jak mówi na ponad 400 stronach, próby kontrolowania życia, posiadania kontroli, to złe podejście. Trzeba zaakceptować fakt, że nie można kontrolować życia. Że życie jest raczej nieuchwytne, tajemnicze” – mówi reżyserka Ildikó Enyedi.

Milán Füst celowo wybrał na bohatera swej powieści kapitana statku. W ten sposób mógł najlepiej zilustrować kogoś, kto chce nad wszystkim roztaczać kontrolę. „To człowiek żyjący w bardzo specyficznym świecie, gdzie musi podejmować decyzje mające bardzo poważne konsekwencje. A więc musi mieć kontrolę. Zna ten świat. Posiada do tego idealne umiejętności. (…) A potem schodzi na suchy ląd, spotyka kobietę i te umiejętności stają się całkowicie bezużyteczne. Biedak szczerze próbuje, raz za razem, wykombinować, jak do cholery nadać życiu sens” – tłumaczy reżyserka.

Ildikó Enyedi przyznaje, że chciała bardzo subtelnie pokazać, co kryje się pod fabularną fasadą historii miłosnej, wejść w kołaczące myśli kapitana morskiego, który stara się rozszyfrować, jak żyć. Dlatego film opowiada wydarzenia z jego męskiej perspektywy. Nie poznamy zaś punktu widzenia Lizzy. Nigdy nie dowiemy się, co tak naprawdę myślała. „Kiedy staraliśmy się sfinansować film, niektórzy ludzie, na przykład we Francji, pytali: 'Ale gdzie jest kobieca perspektywa?’. Ale o to właśnie chodzi w tym filmie, by zanurzyć się w jego sposobie patrzenia i desperackich próbach rozgryzienia, jak użyć swych umiejętności, które są absolutnie nieprzydatne do tego, do czego chce je wykorzystać” – dodaje autorka filmu, twierdząc, że postrzega „Historię mojej żony” jako „czułe pożegnanie patriarchatu”.

Ekranizację od piątku 18 marca można oglądać w polskich kinach dzięki Aurora Films. Poniżej prezentujemy zwiastun:

[am]
fot. Hanna Csata Mozinet

Tematy: , , , , , , ,

Kategoria: film